Dwudziestolecie istnienia kanadyjskiego Comeback Kid, to dobry czas na weryfikację dzisiejszego hardcore’a. Wózek pchają młodzi gniewni, ocierający się o nu-metal jak Code Orange czy bezlitośnie niszczący narządy słuchu kwintet Knocked Loose, ale tak naprawdę, o ten „prawdziwy” hardcore można być nie tylko spokojnym, co patrzeć na niego z dużą dozą aprobaty i ekscytacji.
Bohaterowie tego tekstu jak dotąd nie splamili się słabym wydawnictwem, ponadto, grają, w wydawać by się mogło, własnej lidze, w której prym wiedze jednak metal aniżeli punk, i robią to (nadal) na tyle świeżo, aby do „Heavy Steps” chciało się nie tylko wracać, co wybierać ten album jako pierwszy w kolejce ostatnich powiązanych z hc premier (a były to m.in. Dying Wish, Scowl, Portrayal of Guilt).
Pół godziny z siódmym albumem Comeback Kid stanowi wystarczający ładunek energetyczny, aby na moment odpuścić panującej pandemii i wyobrazić sobie grupę w dużej sali, najlepiej w ramach Never Say Die Tour, gdzie byliby headlinerem. Jedenaście premierowych utworów ma (w znakomitej większości) dużą szansę na to, aby stać się przyszłymi koncertowymi klasykami, z ogromnym naciskiem na wieńczący płytę, nieco lżejszy „Menacing Weight”, czy utwór tytułowy, portretowany zabawnym urodzinowym klipem pokroju „Redneck” od Lamb of God. Swoją drogą, dzisiejszy sound Comeback Kid, na tle pozostałych płyt nosi większe znamiona metalcore’a (praca gitar, mocno wyeksponowana perkusja) aniżeli mocnego, ale sowicie okraszonego refrenami hc/punka. Grupa nigdy nie stroniła od zerkania w stronę metalu (stąd m.in. udział Mario z Gojiry), dzięki czemu częściej można było ich zobaczyć u boku Hatebreed czy Parkway Drive aniżeli Rise Against, i to, po dwóch dekadach na bardzo newralgicznym rynku procentuje; po pierwsze estymą wśród mimo wszystko bardziej wymagającego odbiorcy, a po drugie, płytami kierowanymi do bardzo szerokiego audytorium.
Kompozycyjnie „Heavy Steps” to zestaw dobrze znanych nam zagrywek. Grupa nie męczy buły, Andrew śpiewa jakby odjęli mu z dziesięć lat, a skład, który najwyraźniej dopiero teraz okrzepł po ostatnich zmianach, wydaje się najmocniejszym z dotychczasowych. Z całym szacunkiem dla perkusisty i brata frontmana Comeback Kid, ale obecnie okładający zestaw Loren Legare gra mocniej, odpowiednio „dociążąjąc” ten stary/nowy styl Kanadyjczyków.
Obok nowego Fit For An Autopsy, to jedna z lepszych tegorocznych premier, a z całą pewnością jedna z ważniejszych w tym roku dla niemieckiej Nuclear Blast.