Decapitated – Cancer Culture

Death metal bez wątpienia nadal ekscytuje. Ilość i jakość nowych grup pozwala nie tylko wierzyć w dobrą kondycję nurtu, co patrzeć w przyszłość z dużą dozą ekscytacji. Starzy wyjadacze, zarówno po surowej, technicznej jak i tej nowoczesnej, nieco bardziej przebojowej stronie nie pozostają bierni. Nasi „Ścięci” są przedstawicielami grona, które zdecydowanie nie śpi i dobrze czuje trendy, zmieniając swoje brzmienie w zależności od potrzeb.

W nowym starym składzie, z Pawłem Paskiem na basie i Jamesem Stewardem (ex-Vader) na bębnach, zespół sprezentował nam jedno z najlepszych swoich wydawnictw. Warto jednak zaznaczyć, że w przypadku zespołu Wacka Kiełtyki każda kolejna płyta oddziela grubą kreską to, co było, a co wielu pokochało za niemal mechaniczną furię i precyzję, na rzecz dźwięków bliższym młodszym wielbicielom  metalowej młócki. Nie ma w tym absolutnie niczego złego, nie przesądzi o tym ani spuszczenie z tonu i delikatna przestrzeń w „Hello Death” z gościnnym udziałem czysto śpiewającej Tatiany Shmailyuk z Jinjer; ani kolega po gitarze, Rob Flynn z Machine Head w „Iconoclast”, co do którego miałem wątpliwości, czy to, aby na pewno jego głos w głośnikach. Jestem w stanie pokusić się o stwierdzenie, że wszystkie te względnie „nowe” elementy na „Cancer Culture” to coś, czego ten zespół potrzebował aby ruszyć z kopyta. Siedzący za zestawem perkusyjnym Stewart na boku gra przecież prog rockowo/metalową muzykę, i byłoby nietaktem, gdyby nie skorzystał z tego doświadczenia w swoim nowym zespole.

Pomimo wspomnianych wyżej odstępstw od death metalowej reguły, gros płyty przedstawia bezlitośnie wściekłe Decapitated, mknące z prędkością światła („Just a Cigarette”) na spotkanie ze wszystkimi, którzy po kontrowersyjnej aferze w USA bezpowrotnie przekreślili zespół i jego dokonania. Formację uniewinniono, po przegrupowaniu w nowym składzie Wacek i spółka wracają silniejsi z mocnym przekazem wprost spod pióra Jarka Szubrychta. Pozwolę sobie jednak pominąć samo zjawisko cancel culture, do którego nawiązuje tytuł płyty i manifest, jakim jest ten album. O wyrokach, słusznych bądź nie, deprecjonowania wartości w sztuce i stygmatyzowaniu ludzi za ich zachowanie niejednokrotnie wypowiedzieli się mądrzejsi od niżej podpisanego. Zjawisko, które stało się pretekstem dla wartości lirycznej tej płyty, jest mieczem obosiecznym w rękach zarówno tych, którzy wykluczają, i są wykluczani. Po której stronie staną odbiorcy nowego albumu Decapitated? Rodzimi, z pewnością po stronie  samej muzyki, anglojęzyczna reszta świata może jednak potraktować ten album poważniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *