Gardenia – „Neuroza”

Jeśli wierzyć skąpym biografiom to w kwietniu tego roku warszawska Gardenia będzie obchodziła 35-lecie istnienia. I choć przez te 35 lat wydawała niewiele, bo uzbierało się tego ledwo sześć albumów studyjnych, to trzeba zaznaczyć, że zespół wciąż ma coś do przekazania.

W przeciwieństwie do wielu równolatków, którzy przestali istnieć bądź odgrzewają kotlety na zdecydowanie zbyt dużej ilości smalcu, to świta Radka Nowaka i Alka Januszewskiego bezustannie potrafi zainteresować swoimi muzycznymi opowieściami nawet mimo tego, że reprezentują stylistykę, która wydawać by się mogło, dawno odeszła do lamusa. Co prawda ostatnio nowofalowe zespoły złapały nieco wiatru w żagle, ale ciężko jednak mówić o jakimś wielkim renesansie gatunku. Niemniej chociażby ostatnia długogrająca płyta Gardenii „Czarny gotyk” z 2018 roku to był kawał solidnego grania opętanego psychodelicznymi odjazdami, szorstkimi gitarami i lodowatymi podmuchami zimnej fali.

Na „Neurozie” całość dodatkowo uszlachetnia saksofon – Michał Gołowacz już na poprzednim krążku grupy czarował swoimi frazami, ale na nowym ma do powiedzenia zdecydowanie więcej (chociażby w „W nocy jak złodziej” czy „Wymyślone przedmioty”). Co istotne do składu powrócili Przemysław Wójcicki (bas) oraz Mariusz Radzikowski (perkusja), czyli sekcja Gardenii z czasów pierwszej płyty – tu może nie ma już tyle punkowej wściekłości i brudu co w latach 80tych, ale wciąż potrafi zahipnotyzować zimnofalową motoryką. Niesamowitą robotę wykonują też klawisze Januszewskiego cudnie przyozdabiając ciepłymi brzmieniami szarobury krajobraz, a poezją są wyłaniające się co jakiś czas z tła gitarowe opowieści Pawła Makowieckiego.

To co się w Gardenii nie zmieniło, to ponura rzeczywistość kreślona tekstami Radosława Nowaka, który już w pierwszym numerze śpiewa: „Wstaje i patrzy na własne odbicie w lustrach // Dookoła czarna, czarna pustka // (…) Tak pięknie przegrywam // Sam ze sobą”. I w tak nihilistycznych, pesymistycznych barwach trzeba się będzie taplać aż do końca „Neurozy”. Dodajmy, że choć we współczesnym rocku teksty często schodzą na dalszy plan, to w warszawskim zespole grają rolę na równi z instrumentami.

Nie ma co oczywiście popadać w depresję i od razu krążek skreślać, bo może i świat Gardenii nie jest najpiękniejszym miejscem, ale muzyka zdecydowanie wynagradza każdą chwilę spędzoną w tych oparach brudu i nieprzychylności. Mało kto jeszcze pisze takie płyty – najlepiej smakujące jako nierozerwalna całość, odznaczające się dobrym gustem muzycznym, ze świetną liryką, kapitalnie brzmiące i z solidnie skonstruowanym klimatem. „Neurozę” zdecydowanie polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *