Dzięki Gåte osoby, których Eurowizja nie interesuje, rzuciły okiem na to wydarzenie. Ciężko jest określić, kto kogo lepiej wypromował. Obie strony skorzystały. Wy możecie skorzystać wyruszając z nimi w podróż podczas któregoś z polskich koncertów, które już niebawem!
Czy trudno jest odnieść sukces poza granicami kraju śpiewając utwory w ojczystym języku?
Gunnhild: Nie sądzę. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Śpiewanie w ojczystym języku i prezentowanie naszej twórczości na scenie narodowej czyni nas wyjątkowymi. Nie mamy wielkiej konkurencji, haha… Wielu artystów stawia na język angielski. Większą ciekawość wzbudzają we mnie utwory, których nie jestem w stanie od razu zrozumieć. Taka forma twórczości przemawia raczej do serca, aniżeli do głowy. Słowa mogą być barierą dla twojej wyobraźni. Dlatego tak bardzo lubię Sigur Rós, którzy wymyślili swój własny język.
Nie chcielibyście, żeby przedstawiane przez Was opowieści trafiły do szerszej rzeszy odbiorców? Język angielski zdecydowanie by Wam to ułatwił.
Gunnhild: Myślę, że wybór języka, w którym tworzysz, zależy także od odbiorców, których chcesz zgromadzić wokół siebie. Śpiewanie po norwesku zakorzeniło się w naszym DNA – częściowo dlatego, że jest to związane z norweskim folklorem. Gdybyśmy wybrali inną ścieżkę – nie bylibyśmy Gåte. Nie sądzę, byśmy mieli zmieniać nasze podejście. Stary norweski – dla osób przychodzących na nasze koncerty – zdaje się być ekscytujący i egzotyczny. Przekuliśmy to w naszą siłę. Na koncertach możesz poczuć historie, które opowiadamy przez muzykę. Jeśli będziesz chciała, to zagłębisz się w temat i zaczniesz interesować się historiami, które kryją się za tymi przedstawianymi przez nas, a jest ich mnóstwo. Gdybym to ja stanowiła część publiczności, to wolałabym doświadczać koncertu na własny sposób zamiast dać sobie coś narzucić.
Chociaż nie rozumiem tekstów Waszych utworów (zawsze można użyć tłumacza!), to czuć w nich siłę i tęsknotę.
Gunnhild: Każdy słuchając naszej muzyki, powinien też słuchać swojego serca. Zawsze to mówię!
Co popchało Was w stronę Eurowizji? Myślisz, że folk ma szanse przebić się przez chociażby pop?
Gunnhild: Organizatorzy wydarzenia zapytali nas, czy chcielibyśmy wziąć w nim udział. Mieliśmy piosenkę, której jeszcze nie opublikowaliśmy – „Ulveham”. Uważam, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Musieliśmy jeszcze nad nią popracować, bo oryginalna wersja była trochę za długa. Postanowiliśmy spróbować. Bo dlaczego by nie? Mam nadzieję, że pewnego dnia taki zespół jak nasz wygra Eurowizję. Nie oczekiwaliśmy wygranej, chociaż wiadomo, że gdzieś tam tliła się nadzieja. Na dłuższą metę to nie będzie miało znaczenia. Pojawiliśmy się tam jako Gåte i pokazaliśmy się krajom, które do tej pory nie miały pojęcia o naszym istnieniu. Wielu osobo spodobało się to, co widzieli i słyszeli. Sporo na tym zyskaliśmy.
Niedawno swą premierę miał singiel „På veg”. O czym opowiada ten utwór?
Gunnhild: „På veg” oznacza „naszą drogę” (ang. our way). Opowiada o spotkaniu utraconej miłości w magicznym śnie, a następnie odkrywaniu jej na nowo w świecie rzeczywistym, przy jednoczesnym uświadomieniu sobie, że sen nigdy się nie urzeczywistni. To nasz pierwszy utwór, który nie odnosi się do żadnej starej, norweskiej opowieści. W Norwegii mamy dwa rodzaje języka pisanego – bokmål i nynorsk. Są do siebie podobne, ale nie takie same. Używamy nynorsk (który nie jest tak popularny) i to w dość archaiczny sposób. Dzięki temu nadajemy tekstom starego charakteru.
Oprócz własnych kompozycji zespół wykonuje tradycyjne norweskie piosenki ludowe we własnych aranżacjach. Czy trudno jest je „przetłumaczyć” na język współczesny?
Gunnhild: Jeśli wrzucisz nasze teksty w chat GPT, to nie otrzymasz dokładnego i właściwego tłumaczenia. Podejmie próby, ale to byłoby oszustwo. Tworzymy muzykę już dwadzieścia pięć lat. Mieliśmy długą, dwunastoletnią przerwę. Założyłam Gåte w wieku 14 lat z moim starszym bratem. Nie należy już do zespołu. Kiedy osiągnęłam 16 rok życia, to staliśmy się dość popularni w Norwegii. Przez kilka lat zagraliśmy mnóstwo koncertów. W pewnym momencie musiałam odkryć, kim jestem – z dala od zespołu. Powróciliśmy w 2017 r. z uzupełnionym składem. Nie napiszemy czegoś, co nie będzie brzmiało jak Gåte. Z moim głosem w centrum zachowujemy brzmienie, które tkwi w naszym DNA.
Teraz radzicie sobie dobrze, ale w historii zespołu zdarzyły się 2 dłuższe przerwy. Z czego one wynikały?
Gunnhild: Byłam młoda i musiałam odnaleźć się w świecie. Poza tym – jeśli masz rodzeństwo, to wiesz, że współpraca w takim składzie nie zawsze jest prosta. Czasami było ciężko. Musiałam odkryć własną ścieżkę, którą miałabym podążać. Wznowiliśmy projekt, kiedy byłam na to gotowa.
Musieliście odwołać część trasy europejskiej. Czy nie byłoby lepiej, gdybyście całkowicie ją przełożyli?
Gunnhild: Możliwe, ale z drugiej strony po Eurowizji mamy drzwi szeroko otwarte. Nie będą wiecznie stały otworem, dlatego nie będziemy czekać. Mamy szansę i zamierzamy ją wykorzystać. Jest różnica – być tydzień albo trzy poza domem. Podzielenie trasy na części było dla nas logicznym wyborem. Poza tym europejska trasa koncertowa nie oddala mnie tak bardzo od domu.
Jak przygotowujecie się do najbliższych koncertów?
Gunnhild: Nie wiem ile kosztował występ na Eurowizji. Pewnie sporo pieniędzy, których nie mamy, haha… W telewizji musisz wykorzystywać różne triki, żeby show wydawał się bardziej atrakcyjny. Na żywo nie potrzebujesz tylu gadżetów, by przyciągnąć uwagę koncertowych bywalców. Wymieniamy się energią podczas występów. Jesteś bliżej samej muzyki. Kochamy to! Gåte jest zespołem koncertowym, który dostarcza holistycznego pakietu doświadczania gigu. Jest intensywnie, mocno, emocjonalnie. Ludzie widzący nas po raz pierwszy wychodzą oszołomieni. Naszych koncertów się nie zapomina.