HARMS – A LIFETIME SPENT ON DYING

Finlandią to ostatni kraj, po którym spodziewałbym się tak ekscytującego hardcore’a jak Harms. Co prawda, całkiem niedawno premierę swojego albumu mieli koledzy z Ukko, którzy łączą progresywne zacięcie brytyjskiego Architects ze skandynawskim folkiem i ludowymi wierzeniami, ale to nie tylko „inna” muzyka, co ubrana w dużo bardziej złożone formy.

Duży longplay zespołu z Lappeenranta to hołd dla głównie niemieckich wykonawców z początku pierwszej połowy nowego millenium. Im bardziej grupa zerka w stronę Caliban i im podobnych, tym bardziej „A Lifetime Spent on Dying” może się podobać. Nie ma tutaj ani krzty wyjścia poza mocno określone ramy gatunku, ani jednej nuty mogącej przysporzyć dreszczu emocji przy okazji spotkania z czymś nowym, a jednak tych dziewięć piosenek, okraszonych lekką dozą melancholii, to jedna z płyt regularnie towarzyszących mi od kilku ostatnich tygodni.

Panowie swoją autentycznością i swoistym renesansem metalcore’a opartego przede wszystkim na dobrym riffie, powinni zaskarbić uznanie włodarzy dużych wytwórni muzycznych. Nie powinno to być specjalnie trudne, bo hype towarzyszący choćby premierze debiutu Dying Wish w SharpTone Records to dobry prognostyk na zainteresowanie nie tylko Harms. Zaznaczę tutaj, że bohaterowie tego tekstu jako grupa rekonstrukcyjna wypadają fenomenalnie i mogą podryfować w kierunku sukcesu dzięki nostalgii, ale nie odmienią oblicza dzisiejszej sceny. Echa idoli od amerykańskiego Hatebreed (główny riff „The Sixth End”) przez melodyjne wariacje na temat szwedzkiego death metalu, przemielone przez Fear My Thoughts i wspomniany już Caliban działają jak magnes.

Nie ma co się dziwić, bo zespół robi naprawdę dobrze to, co już nie raz zrobili inni. Mają jednak smykałkę do obróbki dobrze znanego materiału, na tyle przystępnie, aby kolejne breakdowny, blastbeatowe przyśpieszenia i jednostajny krzyk wokalisty potraktować jako odskocznię od poszukiwań płyt monolitów, prawdziwych pereł dla wytrwanych słuchaczy. Koneserzy metalcore’a stricte nie powinni psioczyć na „A Lifetime Spent on Dying” bowiem przynajmniej w pierwszym kwartale tego roku, nie przytrafi im się nic równie dobrego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *