Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część II. Propozycje filmowe na „bezkoncertowy” weekend

Czasami człowiek zwyczajnie chce popatrzeć na coś bez zbędnego angażowania zwojów mózgowych, relaksacyjnie w weekend, kiedy akurat nie ma żadnych koncertów w okolicy, a posłuchałoby się jakiegoś hałasu

Historia o tym jak to dwaj „bracia” Jake i Elwood nawracają się po wyjściu z pierdla i dla odkupienia grzechów postanawiając ratować finansowo sierociniec. Nie byle jaki sierociniec, ale swój niegdyś własny – nieco patologiczny dom, w którym rządzi upiorna siostrzyczka Mary Stigmata.

1980 „BLUES BROTHERS” – czyli jak przy dźwiękach bluesa zezłomować najwięcej samochodów

Chłopaki na fali genialnego pomysłu – wskrzeszenia swojego starego zespołu, postanawiają dać efektowny i dochodowy koncert, czyli zasadniczo mają ich trafić fejm, hajsy i propsy. I tak zaczyna się dziki rajd po amerykańskich miastach i miasteczkach, gdzie co chwilę są ucieczki, kraksy – dzięki czemu film w czasach debiutu zasłynął jako produkcja, która na złomowisko posłała rekordową ilość aut.

W tle oczywiście mamy też szeroko pojęty blues, ale nie tylko, przewija się cała armia gwiazd sceny nie tylko muzycznej, bo za szefową baru robi sama Aretha Franklin, w lombardzie robi Ray Charles, pastorem jest James Brown,  agrajkiem ulicznym jest Johnny Lee Hooker. Jest jeszcze sporo ciekawych nazwisk: księżniczka Leia czyli Carrie Fisher, modelka Twiggy i nawet sam Steven Spielberg jako pracownik skarbówki. Jeżeli chodzi o muzykę jest jej dużo, różnorodnie i dynamicznie – jest też akcent jak najbardziej punkowy – szarża na bandę nazioli z Illinois jest anarchistycznie urocza.

Zobacz również: Komedie o muzyce razy sześć – część I

Sam film to pomysł duetu komediowego kina – pomysł miał Dan Aykroyd, znany z komedii z Eddiem Murphym John Landis przełożył całość na ekran. Całość obrazu żywa, szybka i nie pozwala się nudzić.

Teraz najważniejsze: The Blues Brothers Johna Belushi i Dana Aykroyda został założony faktycznie w 1977 r jako rewia w stylu soul, wzorowaną na podobnych w latach 60. Aktorzy wcielili się w estradowe postaci Jolieta „Jake” Bluesa i Elwooda Bluesa i ruszyli na koncerty, grając w towarzystwie znakomitych muzyków. Poza Aykroydem i Belushim zespół tworzyli gitarzysta Steve Cropper, basista Donald „Duck” Dunn, pianista Paul Shaffer oraz saksofonista Tom Scott. Nagrany w 1978 roku album „Briefcase Full of Blues” znalazł się na pierwszym miejscu bestsellerów płytowych i wywołał modę na muzykę rhythmandbluesową i dopiero wtedy pojawił się pomysł na film.

1998 „BLUES BROTHERS 2000” – sequel ale bywają znacznie gorsze kontynuacje.

Już bez Johna Belushi niestety, za to twórcy i reszta ekipy podobna. Wiadomo, że nieco sklęsła legenda części pierwszej – jednak nie jest tak źle jak w przypadku większości kontynuacji. Mamy ponownie kraksy, pościgi, ucieczki, znanych muzyków na planie, a nawet galopujące nad sceną szkielety w dość efektownym wykonaniu numeru country „Ghost Riders in the Sky” Death Valley Rangers za którego coverowanie brało się wielu z Johnnym Cashem włącznie.

Zobacz również: Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część II.

1989 „LENINGRAD COWBOYS GO AMERICA” – fińska wersja Blues Brothers – fińsko/szwedzka czyli nieco porąbana.

Zespół który powstał wyłącznie na potrzeby filmu Kaurismäkiego, po czym zaczął żyć własnym scenicznym życiem, co osobiście potwierdzam, bo zdarzyło mi się ekipę od koszmarnych fryzur widzieć na żywo. Czarny humor fińskiego rodzaju, bardzo przyjemny. Nie ma jak wożenie na dachu auta zwłok basisty, który mimo pewnej sztywności gry aktorskiej jest istotnym elementem ekipy. Kolejny film o marzeniach o sławie, tym razem w wykonaniu najgorszego zespołu świata, w możliwie koszmarnej stylizacji, który z zapadłej wiochy rusza podbijać Amerykę w myśl hasła „Ruszamy do Ameryki! Tam przełkną każde gówno”. W filmie pojawia się też kultowy reżyser Jim Jarmusch jako sprzedawca używanych aut.

Zobacz również: Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część III

Gdyby komu mało było są kontynuacje: 1994 „Leningrad Cowboys Meet Moses”

Po latach niepowodzeń w Meksyku chłopaki od potłuczonych stylizacji wracają do rodzinnej wioski na Syberii. Dawny menadżer Władimir, ogłosił się Mojżeszem, podróż powrotna jest niezbyt wesoła i zasadniczo, gdyby płacono aktorom za wypowiedziane linijki teksu wyszliby na zero. Swoją drogą polecam zapoznanie się ze sceniczna działalnością najgorszego zespołu świata. Band bywa headlinerem festiwali, występuje z dużymi nazwiskami rockowego i metalowego światka.

Jest jeszcze „Total Balalaika Show” czyli coś jak nasze Opole, gdzie ekipa występuje w towarzystwie Chóru Aleksandrowa, znaczy się Akademickiego Zespołu Pieśni i Tańca Armii Rosyjskiej im. A. W. Aleksandrowa, lub też zarejestrowany koncert gdzie w towrzystwie znany gwiazd fińskiej sceny wykonują utwory legendarnego fińskiego zespołu „Leningrad Cowboys Play Hurriganes”.

Zobacz również: Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część IV

1991 „THE COMMITMENTS” – znowu blues, bo jakby kto nie wiedział, to Irlandczycy są czarnymi Europy

Kolejna przyjemna historia o marzeniach. „Czy masz duszę? Jeśli tak, to najciężej pracująca kapela na świecie czeka na ciebie.” Blues zdefiniowano w filmie jako muzykę ludzi ciężko pracujących klasy robotniczej i nieważne, że większość składu rutynowo spotyka się w pośredniaku. Amerykańskie przeboje soulowe lat 60 i realia robotniczej dzielnicy północnej części Dublina w tle. Do roli głównej miał być zatrudniony Van Morrison – finalnie postawiono na nowe twarze.

2006 „TENACIOUS D IN THE PICK OF DESTINY”– „Szatan nie kryje się w jakiejś kostce, lecz w naszych sercach”

Humor a’la Jack Black co dla mnie subiektywnie komplementem nie jest ale…
Dla niektórych pozycja niemal święta ze względu na gwiazdy w obsadzie Ronnie James Dio, Meat Loaf, Dave Grohl oraz Ben Stiller, Tim Robbins. Główne role grają muzycy wchodzący w skład Tenacious D: Jack Black i Kyle Gass.

jakoś tak się składa, że filmy z muzykami / muzyką w rolach głównych trzymają się twardo szablonu „marzymy o sławie” i to kolejny tego typu film, tylko tym razem drogę do sławy otworzyć ma dwóm niezbyt wybitnym gościom kostka do gitary zrobiona z zęba Dave’a Grohla… tfu! diabła znaczy, nasycona piekielną mocą, od średniowiecza robiąca z randomów gwiazdy rocka, a którą oczywiście trzeba zdobyć w możliwie trudny sposób.

2003 „THE SCHOOL OF ROCK” – znowu Jack Black

Dewey Finn, piosenkarz i gitarzysta hard rockowego zespołu, zostaje z niego wyrzucony za arogancję i głupkowate akcje na scenie. W obliczu bezrobocia przyjmuje propozycję zastępstwa za nauczyciela muzyki w podstawowej, co w niezbyt dobrym świetle prezentuje nauczycieli w kwestii inteligencji… Pojawia się „genialna” wizja zrobienia przy pomocy uczniów grubej kasy na wygranym konkursie dla kapel rockowych, tym bardziej że w przypadkowej klasie szkolnej objawiają się wybitne talenty muzyczne. Film raczej familijny, pod niedzielny obiadek z rodziną nad kotletem schabowym.

A jaki jest Wasz ulubiony film?

Uprzedzam, litania zabawnych okołomuzycznych produkcji filmowych jest dość długa i być może będzie sequel wpisu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *