Łukasz Drapała & Chevy – „40/70 Gintrowski”

Płyta wydana z okazji obchodów 40-lecia wprowadzenia stanu wojennego oraz 70. rocznicy urodzin Przemysława Gintrowskiego stara się dzięki uwspółcześnionej stylistyce przywrócić do łask twórczość jednego z bardów Solidarności.

W czasie studiów zasłuchany w trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński zawsze uważałem, że kompozycje tego drugiego mają olbrzymi potencjał do transkrypcji na gatunki trochę bardziej popularne, głównie z tego względu, że wymykały się ze stylistyki poezji śpiewanej. Nieprzerwanie twierdzę, że chociażby „Kantyczka z lotu ptaka” czy „Epitafium dla Sergiusza Jesienina” to przepiękne tematy dla chociażby progresywnego rocka – oczami wyobraźni widzę tu monumentalne, wielowątkowe suity sięgające korzeni słowiańskiego prog-rocka. I choć żadnej ze wspomnianych kompozycji na „40/70 Gintrowski” nie ma, to nie można narzekać, że zespół Chevy w asyście Łukasza Drapały nie dokonali prześwietnego wyboru spośród przebogatej przecież twórczości Gintrowskiego.

Jest bodaj największy „hit” artysty „A my nie chcemy uciekać stąd” zrobiony na drapieżnie, rockowo, ale i teatralnie – zresztą na albumie Łukasz Drapała niczym aktor wciela się w kolejne role i mocno sobie folguje interpretując teksty, jest w tych próbach zawsze przekonujący i chyba żaden z kawałków nie jest tu wokalnie przestrzelony, nic nie zostało przeszarżowane. Jest „Dylemat” zaczynający się bez mała jak jakiś szlagier „The Doors”, jest zaśpiewana na dwa głosy z córką Przemysława Gintrowskiego Julią „Tylko kołysanka” – zabieg nadaje nagraniu intymnego charakteru. Są fantastyczne „Dzieci Hioba”, „Gdy tak siedzimy” i genialny (również w pierwowzorze) „Przyjaciele, których nie miałem”. A „Karol Levittoux” to przecież świetny przykład rockowego teatru. Całość wieńczą „Zapałki” z kobiecymi chórkami pięknie domykając krążek.

Rockowe aranżacje poezji śpiewnych Gintrowskiego wypadają niezwykłe sugestywnie, barwnie i atrakcyjnie. Na pewno na tyle, by współczesnego słuchacza zachęcić do sięgnięcia po kompozycje legendarnego barda. Jest tu sporo rockowego ciężaru, czasem nawet metalowego riffowanie, jest grunge, dużo krzyku i zachrypłych wokali (kto nigdy nie słyszał Gintrowskiego nie wie jak pięknie można chrypieć!), ale jest też delikatność, partie fortepianu, zadęcie aktorskie i nadający kolorytu goście. Całość – podobnie zresztą jak wcześniejsza płyta Chevy „Potwory” – brzmi świeżo i żywo. Drapała wraz z kompanami z Chevy nagrali kapitalnie słuchający się krążek. Myślę, że nawet pamiętający oryginały Gintrowskiego się w „40/70” bez pamięci zasłuchają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *