23 września swą premierę miała debiutancka płyta pochodzącego z Lublina Slave Keeper. Powiedzieć, że mamy do czynienia z melodyjną odmianką hard rocka i heavy metalu, to zdecydowanie za mało. „Ślad” jest propozycją, którą chcecie mieć w swojej bibliotece.
Do polskich produkcji podchodzę raczej sceptycznie – zarówno tych filmowych, jak i muzycznych – zwłaszcza, jeśli większość utworów śpiewana jest w j. polskim. „Ślad” bynajmniej nie brzmi jak album nagrany przez debiutantów. Krążek jest dowodem na to, że zespoły pokroju TSA czy CETI mają swoich godnych następców, którzy utrzymają polski heavy metal przy życiu. Wehikuł czasu? W pewnym sensie tak. Slave Keeper dumnie niesie ze sobą muzyczny bagaż.
„Ślad” brzmi dla mnie nieco nostalgicznie, albowiem przywodzi na myśl dawne brzmienie heavy metalowych wojowników, którzy swój głos przekazali Marcie Biernackiej. W każdym z utworów staje na wysokości zadania i udowadnia, że ma większe jaja od niektórych mężczyzn. Wpleciony w utwory o zmiennym tempie, Slave Keeper przenosi nas w podróż po zamkach spowitych w ciemności, oświetlanych jedynie skromnym ogniem niewielkich pochodni, pośród których toczy się rycerskie życie przed mającą nastąpić burzą. Nie można tu mówić o nudzie czy monotonii. Pomimo tego, że album można określić klasyczną hybrydą melodyjnego hard rocka i heavy metalu, gitarzyści zadbali o to, by nawet te dłuższe kompozycje miały kilka warstw. Solówki (jak ta chociażby w „Mój los”) idealnie wpasowują się w wokal i opowiadaną przez Martę historię, tworząc tym samym spójną całość. Na pewno jest to przemyślany zabieg, który nie tworzy kontrastu na zasadzie „walniemy solo, bo kto nam zabroni?”. Muzyka Slave Keeper broni się sama. Nie ma znaczenia, czy utworu są śpiewane w j. angielskim czy polskim; czy mamy do czynienia z balladą, czy rozpędzoną maszyną do zabijania. Wyważenie pomiędzy delikatnymi dźwiękami i dosyć wysokim wokalnie zakończeniem w „Samotnym” nie będzie idealne dla fanów szybszego brzmienia. Ostatecznie to i tak jednak nie ma większego znaczenia. Lirycznie „Ślad” jest dość bezpośredni i nie ma co doszukiwać się drugiego dna. I tutaj niestety muszę przyczepić się do jednego utworu. „Zagubiona” nijak się ma do pierwszej, rozpędzonej partii. Solówka w połowie utworu i zmiany tempa połączone z perkusyjnym nadawaniem rytmu doskonale odwzorowują klimat oddany w samym tekście. Kiedy wchodzi wokal, to po prostu ciężko to kupić. Jestem zwolennikiem tekstów współgrających z linią wokalną i muzyką, i nieważne, czy w procesie tworzenia pierwsze jest jajko czy kura.
Z każdym dźwiękiem Slave Keeper dba o to, by swój gatunek okryć należytą chwałą i w ostatecznym rozrachunku wychodzi obronną ręką. Mamy tu do czynienia z sumą polskich zespołów heavy metalowych, z przebłyskiem gotyckiego Moonlight, którego doświadczamy chociażby na początku „Leonardo”. „Ślad” jest naprawdę mocnym debiutem. Nie jestem przekonana jedynie do tego, czy będzie to wystarczające, żeby tworzyć także przyszłość. Technicznie mamy tutaj dobry popis każdego z członków zespołu. Brakuje mi „tego czegoś” – jakiegoś oryginalnego elementu, wyróżniającego Slave Keeper pośród innych zespołów. Czy są przyszłością? Czas pokaże.
