Szwedzki skład HYPOCRISY pod wodzą cierpiącego na twórcze ADHD Petera Tagtrena z hukiem przetacza się niczym ciężka machina metalowa przez Europę od ponad miesiąca odwiedzając siedemnaście krajów.
W ramach trasy, której gościem specjalnym jest epicki deathmetal z Grecji – czyli SepticFlesh – zaplanowano łącznie 38 koncertów, w tym aż trzy występy w naszym kraju więc polscy fani ciężkiej metalurgii dźwiękowej powinni czuć się docenieni mając rewelacyjny zestaw koncertowy kolejno w Krakowie, Warszawie i Gdańsku.
Zestaw iście zabójczy, ciężkie brzmienia światowej klasy w najlepszym wydaniu i mimo, że w klubie fani dzielili się na tych bardziej sprzyjających Grekom i na tych wielbiących Szwedów – porozumienie ponadzespołowe publiczności skutkowało wspólnymi radosnymi młynkami, entuzjastycznym wydzieraniem się we właściwych momentach i ogólnie pojętą sympatyczną atmosferą. Zabójczość obejmowała również datę koncertu trafiającą bezlitośnie w ten najgorszy środek tygodnia – wtorek i tutaj polska publiczność również dała radę, licznie gromadząc się w klubie.
SepticFlesh czyli patetyczna, tworzona z antycznym wręcz rozmachem, urozmaicona chórami i wzbogacona symfonicznymi aranżacjami muzyka prosto z Aten. Grecki deathmetal zabrzmiał potężnie, ciężko i klimatycznie. Wyjątkowo jak na jeden z headlinerów ascetycznie oświetlona scena, ginąca momentami w kłębach dymu, skąpe światło, słupy reflektorów ledwo przebijające mrok i nader poważna ekipa Setha elegancko prezentująca się na scenie B90.
Na wstępie ciężki „Portrait of a Headless Man”, przeszedł w „Pyramid God” w którym dynamikę i tempo podbijały dodatkowo błyski stroboskopów. Dźwięk dobry, ładnie słychać growl przechodzący często w potężny ryk Spirosa ‘Setha’ Antoniou, rozpędzająca się niebezpiecznie lub też na korzyść ciężaru zwalniająca perkusja Kerima Lechnera, agresywne gitary Christosa Antoniou i Sotirisa Vayenasa. Septic Flesh jest zdecydowanie wart usłyszenia na żywo, minimalna konfenansjerka Setha nie męczy, klimat na scenie jest adekwatny do ciężaru gatunkowego dźwięków. Sporo znanych kawałków wywołujących dziki entuzjazm publiki: „Communion”, „The Vampire from Nazareth”, „Piramid God”. Ekipa skupiona na graniu i obfitym machaniu piórami, jedynie Seth jednoręczną gestykulacją przywoływał na myśl tancerki flamenco. Albumem „Communion”, a konkretnie utworem „Anubis” Septicflesh zakończył występ w iście piekielnym stylu, już na wstępie zachęcając publiczność do wspólnego zawodzenia motywu przewodniego. Ukłon, zejście ze sceny – bisów nie przewidziano.
Grecy pokazali, że połączyć symfonie i metal potrafią jak mało kto, i efektownie, i przyswajalnie, a poza tym mocno podnieśli poprzeczkę Szwedom z ekipy Hypocrisy.
Krótka przerwa przed kolejną ciężką deathmetalową machiną miażdżącą – Hypocrisy. Melodyjny death metal w ostrym wydaniu, set lista przekrojowa przez trzynaście albumów spod znaku Hypocrisy i 30 lat twórczości Petera Tagtgrena z ekipą do której w tym roku na perkusji dołączył Henrik Axelsson. Na basie po staremu Mikael Hedlund, oraz Tomas Elofsson obsługujący 6 strun wiosła Solar.
Szwedzi nie bawili się w konferansjerkę zdobywając aplauz przede wszystkim dźwiękami. Ostatnią produkcją studyjną – wydanym w zeszłym roku krążku „Worship”, a konkretnie tytułowym numerem Hypocrisy otworzyło występ. Nieco później pojawiły się jeszcze kompozycje „Chemical Whore” i „Children of the Gray”, potem była już podróż w czasie: „Fractured Millennium”, „War-path”, „Fire in the Sky”, „Killing Art Play”, „Eraser”, „The Final Chapter”, finiszując na „Adjusting the Sun” i „Roswell 47”.
Tu już było czuć doskonale kto jest headlinerem trasy, światła wreszcie korespondujące z muzyką, dopracowane, oszczędna scenografia i ogromna pewność siebie ekipy na scenie oraz bardzo długa setlista rozpisana na siedemnaście pozycji. Sam występ powalał ciężarem i porywał melodyjnością w typowej stylistyce, występ na duży plus.
Publika zachwycona zdecydowanie, klub B90 idealnie sprawdza się jako „świątynia muzyki” jak halę przy Elektryków nazwał w 2013 roku Nergal podczas pierwszego koncertu Behemoth w tym miejscu. Jedyna wada całości imprezy to… fakt, że spóźnialscy opuszczający klub znaleźli się nagle w środku tygodnia, przerażająco daleko od weekendu kiedy to dałoby się odpocząć po tak intensywnych doznaniach.
Jako dodatkowe atrakcje trasy pojawił się kanadyjski The Agonist serwujący melodic death metal przy pomocy wszechstronnego wokalu uroczej pani Vicky Psarakis, która zastąpiła w 2014 roku panią White-Gluz po rejteradzie do Arch Enemy. Skład ma w dorobku trzy pełnometrażowe albumy, ostatni „Orphans” z 2019 roku, reprezentowany był potrójnie w czasie zaledwie 45 minutowego występu i ośmiopunktowej setlisty przez: „In Vertigo”, „Blood as My Guide” oraz „Burn It All Down”. Finał koncertu to utwory „Immaculate Deception” oraz „Days Before the World Wept” z EPki wydanej w 2021 roku. Bardzo udany występ, nieco już liczniejsza publika pobawiła się chętnie, sympatyczny kontakt ze słuchaczami, wylewne podziękowania za przyjęcie i wpatrzona w panią Psarakis dźwigającą uroczo konfenansjerkę męska część widzów.
Trudniej mieli Finowie – otwieracz całej tej muzycznej uczty – Horizon Ignited. Nie dość, że odbiegali nieco stylistycznie serwując melodic death metal/metalcore w towarzystwie dźwięków klawiszy, publiczność pod sceną była jeszcze nieliczna, to prawdziwym sprawdzianem dla okupujących barierki fanów gwiazd trasy było silnie trzaskające w oczęta błyskające oświetlenie, niekoniecznie współgrające z muzyką. Szczęśliwie w połowie seta nieco światła padło na facjaty muzyków, pozwalając widzom dojrzeć sympatyczne twarze, uśmiechy i wdzięczne interakcje między muzykami które przeniosły się na reagującą już żywiej publiczność. Finowie przede wszystkim promowali drugi pełnometrażowy krążek wydany w tym roku „Towards the Dying Lands” rozpoczynając granie od „Beyond Your Reach”, „Servant”, „Guiding Light” oraz „Reveries” oraz finiszując kompozycjami „Towards the Dying Lands” i zamykającym album „Eventide of Abysmal Grief”.