Alphoenix – Evil Ways

Melodyjny death metal nigdy nie kojarzył mi się z Japonią. I w sumie dalej nie będzie. Wsadzanie Alphoenix do tej szufladki byłoby zbyt daleko idącym krokiem. Na „Evil Ways” jest bowiem kilka elementów, które chłopaków stamtąd wyrzucają.

In Flames przyzwyczaiło nas wcześniej do elektronicznych wstawek wzbogacających szybkie i agresywne riffy. Alphoenix dobrze ten schemat powiela, z tymże z mniejszą natarczywością. Dzięki temu kompozycje na „Evil Ways” są tym bardziej ciekawe – zwłaszcza dla fanów melodyjnego death metalu i metalcore pokroju As I Lay Dying czy też wczesnego Caliban. Do tego zestawu możemy doliczyć czysty wokal, który ujawnia się już w trzecim utworze na płycie – „Dream Eater”.

Ale jak to melodyjny death metal i czyste wokale? Toż to profanacja! Fakt – nie jest to częstym zabiegiem, kiedy zespół stawia ciężar na pierwszym miejscu. Dlatego też osobom, które melodię akceptują wyłącznie w dźwięku gitar – „Evil Ways” nie przypadnie do gustu – bo uznają płytę za słabą. Jeśli natkniecie się na opinię, że Alphoenix jest dobrą propozycją dla fanów The Black Dahlia Murder (albo że Japończycy grają podobnie) – wiedzcie, że to kłamstwo. Brutalność stoi tutaj kilka poziomów niżej, a i wokal przechyla szalę na metalcore’owy krzyk aniżeli na skalę growlingu, którą reprezentował zmarły w tym roku Trevor Strnad. Na miano naśladowców czy też następców nie zasługują. Nie jest to bynajmniej wadą, bo w pewnym momencie wysyp TBDM-podobnych kapel sprawił, że jakość muzyki „podróbek” była niewielka i niektórym zaczęło się ulewać.

Alphoenix serwuje nam wysokotonowe solówki (np. w „Aegis”) rezygnując tym samym z ciężaru, ale za to rekompensując jego brak szybkim tempem, które zostaje złagodzone intrem kolejnego utworu – „BlaQ Road”, w którym to znowu słyszymy dość łagodny, czysty wokal. Dlatego za bardzo kłóci się to z koncepcją melodyjnego death metalu. Szwedzka scena przyzwyczaiła mnie bowiem do growlu albo chociaż do bardziej szorstkiego wokalu. Kolejnym smaczkiem są pojawiające się (poniekąd z zaskoczenia) klawisze. Jest to dosłownie chwila w „Eye of the Phoenix” i żałuję, że nie dodają płycie trochę black metalowego zacięcia. 

Alphoenix wie, jak tworzyć dramaturgię. I choć czasami zwalniają tempo („Silver Lining”) ocierając się jajami o metalcore, to można im to wybaczyć. Muzyka na „Evil Ways” doskonale się broni. Trzymając się powiedzenia, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą, a nie jak zaczynają, zespół serwuje nam porządnego kopniaka w postaci „Refusion”, łączącego wszystkie mocne strony Alphoenix w 5 minutach nagrania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *