BRUCE DICKINSON – „The Mandrake Project”, BMG [RECENZJA]

Bruce’a Dickinsona czas zdaje się nie imać. Imponuje formą. I twórczą, i fizyczną. „The Mandrake Project” to nie jest jego najwybitniejsze dzieło, ale zasługujące na miejsce na podium w solowej dyskografii.

Uprzedzając pytanie o miejsce na podium, odpowiadam: ex aequo trzecie, z „Tyranny Souls”, z przedostatnią płytą, która z „Projektem Mandragora” ma kilka łączników personalnych (Mistheria, Dave Moreno i oczywiście Roy Z). Poza zasięgiem są „Accident Of Birth” i „Chemical Wedding”, najrówniejsze solowe dokonania, na których wspaniale zagrała chemia z kumplem z Ironów, Adrianem Smithem. Choć jasne jest, że evergreenem z solowej dyskografii jest „Tears Of The Dragon” z „Balls To Picasso”, który w 2024 roku kończy 30 lat.

Bruce i Roy napisali sześć z 10 kompozycji. Teksty i pomysł to dzieło Dickinsona. Muzyka i słowa to jednak nie wszystko. Uzupełnieniem są powieści graficzne, które za kilka lat zamkną rozpoczętą albumem historię. Wnioskując z okładki, klipów i tekstów, historię dziejącą się między życiem a śmiercią, pełną symboliki, mistyki, religii, numerologii, okultyzmu.

Bruce prowadzi przez opowieść, demonstrując wszystkie walory wokalne. Deklamuje, śpiewa spokojnie i nisko, pokazuje zadziorność i agresję (np. „Shadow Of The Gods”). Wychodzi „do góry” i charakterystycznie przeciąga frazy. Jak zawsze świetnie operuje nastrojami. Śmieszy, tumani, przestrasza, że pożyczę linijkę od wieszcza, pasującą do tego, co słyszymy. Klimat świetnie wspierają klawisze włoskiego magika Mistherii (np. „Shadow Of The Gods”, „Rain On The Graves”, „Fingers In The Wounds”, „Many Doors To Hell”). Gus G ubarwił solówką „Eternity Has Failed”, choć odnotowuję to z obowiązku, bo nie jest to coś, co rzuca na kolana.

Muzycznie jest na dobry plus, używając szkolnej skali. Są numery o zaraźliwych riffach, wpadających w ucho, jak promujące „Afterglow Of Ragnarok” i „Rain On The Graves”, czy „Many Doors To Hell”. Podobnie działa subtelny „Face In The Mirror”, gdzie klawisz i wokal dominują przez większość czasu, a który świetnie sprawdzi się na żywo do interakcji z publiką. Ciekawy jest „Resurrection Men”. Wita nas countrowy, westernowy fragment, a potem zjawia się idealnie kompilujący się ze zwolnieniem utworu przybrudzony, sabatthowski riff.

Gitara, perkusja, klawisz, bas plus głos Bruce’a to podwaliny utworów, ale twórcy powtykali trochę ozdobników. Chociażby instrumenty perkusyjne („Resurrection Men”, „Fingers In The Wounds”, „Eternity Has Failed”) i dęte („Eternity Has Failed”). Wspomniany „Eternity Has Failed” i „Mistress Of Mercy” to te momenty na albumie, przy których krew zaczęła krążyć bardzo szybko. Obydwie piosenki to kompozycje Bruce’a.

Płyta mogłaby być krótsza. Choć wiem, że albumy koncepcyjne mają swoje prawa, a „The Madrake Project” takim jest, kilka minut mniej nie zaszkodziłoby mu (dałoby się nieco odchudzić dwie ostatnie kompozycje). Jednak pierwsze od blisko 20 lat solowe dzieło Dickinsona to kawał więcej niż dobrej muzyki. Jest się czym delektować. To album, który, mam wrażenie, będzie zyskiwał przy bliższym i dłuższym poznaniu.

Lista utworów:

1.”Afterglow Of Ragnarok” Bruce Dickinson, Roy Z 5:45
2.”Many Doors To Hell” Dickinson, Z 4:48
3.”Rain On The Graves” Dickinson 5:05
4.”Resurrection Men” Dickinson, Z 6:24
5.”Fingers In The Wounds” Dickinson, Z 3:39
6.”Eternity Has Failed” Dickinson 6:59
7.”Mistress Of Mercy” Dickinson 5:08
8.”Face In The Mirror” Dickinson 4:08
9.”Shadow Of The Gods” Dickinson, Z 7:02
10.”Sonata (Immortal Beloved)” Dickinson, Z 9:51

BRUCE DICKINSON – "The Mandrake Project"

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *