Cavalera – Morbid Visions /Bestial Devastation (Nuclear Blast)

O braciach Cavalera i ich zespołach napisano już wszystko, niewiele mniej o ich charakterach oraz pogarszającej się z wiekiem grze na gitarze Maxa.

Nie mam zamiaru jednak ganić brazylijskich muzyków za próbę wyciągnięcia kolejnych dolarów z kieszeni fanów wczesnego okresu Sepultury. Wręcz przeciwnie, bowiem ponowna rejestracja „Morbid Visions” oraz proto-black metalowej EP „Bestial Devastation” to pomysł, dzięki któremu młodsze pokolenie słuchaczy, przyzwyczajone do pewnego standardu realizacji nagrań, pozna te wspaniałe kompozycje, i być może odkryje w sobie zamiłowanie do surowego pozbawionego technicznych popisów grania.  

Cavalera a raczej okrojona do dwóch kluczowych osób Sepultura (Andreas i Paulo dołączyli do zespołu później – przyp.red), podoba mi się, nie za same utwory, które od dekad wszyscy znamy na pamięć, co za bardzo uczciwe przedstawienie materiału, zgodnie z pierwowzorem i w brzmieniu, które spokojnie zaspokoi nawet najbardziej zagorzałych fanów nie tyle brazylijskiego zespołu, co ekstremalnego grania ogółem. Zresztą, wystarczy posłuchać „nowej” wersji „Troops of Doom”, aby jak na tacy mieć wyłożone, dlaczego świat potrzebuje tej dwójki w formie, w tak kurewsko agresywnym repertuarze. Wiele zespołów (żeby wspomnieć nieudaną wersję „Clayman” od In Flames) w starciu z własnym dorobkiem z przeszłości wypada raczej karykaturalnie, żeby nie powiedzieć, że przegrywa z emocjami i powiewem energii sprzed lat, dlatego tym bardziej chylę czoła przed Maxem i Igorem, bo za całym tym przedsięwzięciem stoi nic innego, jak chęć udowodnienia światu, że w kwadratowych riffach tkanych w piwnicach Belo Horizonte tkwi coś więcej niż tylko nienawiść do (wtedy) otaczającej biedy i marazmu związanego z niepewną przyszłością.

Znane od czterech prawie czterech dekad danie główne, uzupełniają dwa dodatkowe utwory niespodzianki. Pierwszy, będący wariacją na temat riffów rzekomo odkopanych z zapomnianej szuflady „Sexta Feira 13”, ma w sobie na tyle krzepy, aby stał się koncertowym klasykiem, zwłaszcza z krótkim, odbijającym się echami Slayera solo. Główny motyw tego numeru z pewnością sprawdzi się jako motor napędowy publiczności ochoczo biegającej w circle pit, ale z drugiej strony, gdyby porzucić charakterystyczny oldskulowy sound i ubrać go w cyfrę (zwłaszcza jeśli chodzi o bębny) mielibyśmy do czynienia z utworem, który z powodzeniem znalazłby się na późnych płytach Soulfly/Cavalera Conspiracy.

Drugi, zdecydowanie bliższy black/death metalowemu sercu, to „Burn The Dead”, z jednym z nielicznych w karierze Igora blastów. Jest to o tyle znamienne, że jak sam stwierdził w wywiadzie dla kanału DrumTalk w 2017 roku, blasty po prostu nie pasują do tego, co robi [Sepultura]. Muzykowi udało się jednak uchwycić ducha tamtych lat dzięki czemu, potencjalni nabywcy tego zestawu powinni być dodatkowo zadowoleni. Dodajmy do tego dwie, absolutnie fenomenalne okładki zdobiące m.in. vinylowe wydania oraz szykującą się wielką trasę koncertową. Czego chcieć więcej?

Grzegorz Pindor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *