Niebo pozbawione gwiazd. Katatonia w szczytowej formie

W dzisiejszych czasach każdemu przyda się chwila wytchnienia, czy wręcz dysocjacji od otaczającego nas świata. Dzięki muzyce jesteśmy w stanie przenieść się do innego świata, w którym nawet chaos zdaje się być pięknym obrazem namalowanym przez artystów dźwięku. Magiczna i bezpieczna przestrzeń, w której jesteśmy w stanie odnaleźć siebie. Nieważne, czy udajemy się w tę podróż samotnie, czy uczestniczymy w wydarzeniu, jakim jest koncert. O tworzeniu tej przestrzeni na nowym albumie Katatonii„Sky Void of Stars” – przeczytacie w poniższym wywiadzie z perkusistą zespołu, Danielem Moilanenem.

Co jest kluczem do tego, by utrzymać melancholijny metal interesującym i oderwanym od monotonii?

Daniel: Nie jest to trudna sztuka. Jak długo jesteś w zgodzie z samym ze sobą, czymkolwiek byś się nie zajmował, nie będziesz mieć problemów z zachowaniem świeżości i odpowiedniego tempa dla danej dziedziny. Nie grozi ci wtedy żaden zastój. Mam nadzieję, że dobrze nam to wychodzi.

Czy zmiana członków zespołu jest w tym przypadku pomocna?

Daniel: Ostatnia roszada w składzie miała miejsce ok. 7 lat temu, kiedy nasze szeregi zasilił Roger Öjersson. Rok wcześniej ja dołączyłem do składu. Współpracujemy ze sobą już spory szmat czasu. Powiedziałbym, że zmiana w strukturach zespołu zawsze jest pomocna we wzmocnieniu wcześniej obranego kierunku. Przynosi to świeże spojrzenie na twórczość. Katatonia, moim zdaniem, jest idealnym przykładem podtrzymania ducha zespołu poprzez zmiany w składzie. Nigdy nie było między nami żadnych spięć.

„Sky Void of Stars” ponowi sukces poprzednika, „City Burials”?

Daniel: „Sky Void of Stars” odniesie nawet większy sukces. Album jest bardziej bezpośredni. No i mamy wsparcie większej wytwórni – Napalm Records. Naprawdę nie widzę niczego, co mogłoby pójść nie tak. Wiem, że to zabrzmi trywialnie, bo wiele zespołów to mówi, ale jest to najbardziej nasycony Katatonią album, jaki udało nam się nagrać. Wciąż oscyluje wokół progresywnego metalu… tak sądzę. Nie idziemy wyłącznie w przyszłość. Pamiętamy także o naszych korzeniach, więc to nie jest obrót o 180 stopni. Wciąż jesteśmy zespołem, którego brzmienie znacie z kilku poprzednich albumów. Udało nam się połączyć nasze brzmienie, z szacunkiem do historycznych tworów, lepiej aniżeli na „City Burials”. Dla mnie „Sky Void of Stars” jest łącznikiem z tym, czym Katatonia była 20 lat temu.

Jak przebiegała praca nad albumem? Czy pandemia stworzyła Wam komfort większej ilości czasu, który mogliście poświęcić na proces twórczy?

Daniel: Jonas rozpoczął prace nad nowym albumem praktycznie zaraz po ukończeniu „City Burials”. Razem z Andersem mają taki system pracy, że praktycznie cały czas piszą coś nowego. To się u nich nie zmienia. Do studia weszliśmy w marcu zeszłego roku. Nagrywanie było bardziej efektywne niż przy poprzednich albumach. Nie mogliśmy doczekać się efektu końcowego. Samo nagrywanie partii perkusyjnych trwało kilka dni. Cała reszta może tydzień, dwa. Nie robiliśmy żadnych przerw, co pozwoliło nam na zamknięcie tematu w niecały miesiąc po tym, jak nagrałem swoje partie. Nie sądzę, by pandemia miała jakikolwiek wpływ na sam proces tworzenia. Jonas tworzyłby tyle samo, gdybyśmy byli w trasie, a nie siedzieli w domach. 

Czy myślisz, że powrót do death doom metalu lub dodanie jakiegoś elementu jako „niespodzianki” będzie możliwy w przyszłości?

Daniel: Nie powiedziałbym, że to zupełnie nie jest możliwe. Robimy to, co robimy i gramy to, co gramy. Jeśli wyjdzie to naturalnie i dotrzemy do momentu, w którym będziemy chcieli to zaimplementować, to to zrobimy. Nie jest to coś niezmiennego, ale nic na siłę.

Na nowej płycie dużo się dzieje. Jest cień, melodia, riffy, które staną się legendarne, poezja… choć teksty opowiadają o stracie, nieobecności, przestrzeni, to w połączeniu z muzyką udało się Wam stworzyć prawdziwe piękno. Wszystko brzmi naturalnie, jakby napisanie materiału nie sprawiało Wam żadnych trudności. Co Was inspirowało w procesie tworzenia?

Daniel: Jonas jest osobą, która napisała większość muzyki. Wiem dokąd Katatonia zmierza jako jeden organizm i do tego mogę się odnieść. Wszyscy się starzejemy. Naturalna kolej rzeczy. Głównie inspiruje nas życie i nasze miejsce w nim. Zarówno pozytywne, jak i negatywne aspekty codzienności. Zmagamy się ze stratami członków rodziny; zostajemy rodzicami i witamy nowych członków. Codzienność, z którą każdy osiągnąwszy pewien wiek, musi się zmierzyć. Mamy to szczęście, że wiemy jak przekuć to w teksty i melodie. Muzycznie napędzamy siebie nawzajem. Nowy album zbudowaliśmy na fundamentach poprzedniego itd. „Sky Void of Stars” jest albumem koncepcyjnym, ale nie w ujęciu opowiadania jednej historii. Tak samo jak przy naszych poprzednich wydawnictwach tematem przewodnim jest… zagubienie. Niektórzy znajdą na nim więcej nadziei niż na poprzednich. Nie wyrzekamy się jednak melancholii i depresji, bo tym jest Katatonia. Nie jesteśmy już nastolatkami. Widzimy świat inaczej niż 20 lat temu.

Kto odpowiada za oprawę graficzną?

Daniel: Jak zawsze Anders. Jest artystą, który potrafi przełożyć muzykę na kolory i obrazy, które tworzą się w jego głowie podczas odsłuchu.

Czym jest skandynawska rozpacz?

Daniel: Myślę, że w naszej muzyce odnajdziesz ducha Szwecji. Mówiąc ogólnie o muzyce pochodzącej z naszego kraju, to w twórczości każdego artysty znajduje się odrobina melancholii. To w połączeniu z metalem progresywnym stanowi dla nas skandynawską rozpacz. To czyni szwedzkie brzmienie wyjątkowym. Katatonia skupia się na kreowaniu melancholijnej atmosfery. 

Jakie są Wasze demony?

Daniel: Z wiekiem zaczynasz rozumieć, że czas niekoniecznie jest twoim sprzymierzeńcem. Spędzamy sporo czasu razem z pozostałymi członkami zespołu, albowiem Katatonia stanowi dla nas pracę, a nie tylko rozrywkę. Nie zrozum mnie źle – tworzenie muzyki pozwala nam opłacać rachunki, ale jednocześnie traktujemy to jako misję, która przynosi nam wiele satysfakcji i dzięki której kreujemy własny wszechświat. Dla mnie najtrudniejszą rzeczą jest pogodzenie tego z życiem prywatnym, znalezienie balansu pomiędzy tymi dwoma wartościami. 

…do tego dochodzą dodatkowe projekty muzyczne, w które jesteście zaangażowani.

Daniel: Dokładnie, natomiast zarządzanie pomiędzy nimi a Katatonią nie stanowi dla nas żadnego wyzwania. Oczywiście Katatonia dla każdego z nas jest tematem nadrzędnym. Dlatego czasami projekty poboczne muszą znaleźć muzyków zastępczych albo zrezygnować z zagrania koncertu. Takie życie wybraliśmy.

Czy wierzysz w zbawienie i co ono dla Ciebie znaczy?

Daniel: Wierzę w znalezienie wewnętrznego spokoju. Czy to w aktualnym życiu, czy poza jego sceną. Istotne jest podjęcie wysiłku do odszukania tej drogi. Dla mnie zbawieniem jest akceptacja samego siebie i tego, co mną kieruje. Nie wierzę natomiast w zbawienie w pojęciu religijnym. Nie subskrybuję żadnego wyzwania.

Wkrótce wyruszacie w miesięczną trasę. Cieszycie się na występ w Polsce?

Daniel: Zdecydowanie tak! Zawsze mieliśmy świetną publikę w Polsce. Mam wrażenie, że Polacy stanowią najgłośniejszych odbiorców w Europie.

To dobrze, czy źle?

Daniel: To zawsze jest dobre. Poza tym wyjeżdżając w tak długą trasę, zawsze znajdziemy czas na odwiedzenie kilku miejsc i zdobywamy nowe doświadczenia. Sytuacja, w której każdy wygrywa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *