Abodus – „Korzenie”

Abodus to bodaj druga po kościańskim ANN kapela, która tak dorodnym płomieniem roznieciła w mojej głowię myśli, że oto polski kobiecy rock doczekał się zespołu mogącego wypełnić pustkę po klasycznym Hey i O.N.A.

Już wcześniejszy „Labirynt” z 2017 roku zwiastował, że ekipa ze Sztumu ma właściwie wszystko czego potrzeba, by zawojować serca słuchaczy: charyzmatyczną wokalistkę, pomysłowego gitarzystę lubującego się w bluesie i grunge’owych riffach, no i solidną, rockową sekcję. To wszystko trzeba było tylko potwierdzić drugą płytą, a ta właśnie ujrzała światło dzienne. Cóż, „Korzenie” przybiły pieczątkę na papierach, a zespół zdaje się mówić: tak, jesteśmy gotowi iść śladami Nosowskiej i Chylińskiej.

Aleksandra Król-Rogowska ma w sobie zresztą sporo ze wspomnianych wokalistek – charakterystyczny wokal, potraf zaśpiewać chrypką, ale i lirycznie, ma wrażliwość, ale stanowi też fundament całego brzmienia Abodus często manifestując siłę i nonkonformizm (w „Bajeczce” śpiewa: „Przede mną tłum, wskazuje na mnie i wrzeszczy (…) Przebije się, nie poddam się, ostatnia dziś polegnę”). Instrumentaliści natomiast nie poprzestają na rockowych schematach i często zapuszczają się w mięsisty, podrasowany chropowatym grungem blues czy narkotyczną, hipnotyzującą psychodelikę (tu największe wrażenie robi „Zazdrość” z gościnny udziałem Tomasza Lipnickiego na wokalu i klawiszach). Bardzo podoba mi się specyficzna motoryka riffów Piotra Podlewskiego – czuje w tym sludge’owe, mielący gitary trochę w duchu Jerry’egoCantrella, najlepiej to słychać chyba w otwierającym album „Krug” (gościnnie Olaf Deriglasoff) i „Między nami”. Zresztą za brzmienie płyty odpowiada Łukasz Kumański, który wyprodukował przecież kapitalny debiut Mulk czy płytę Me And That Man. Piękną gitarową solówką Wojtka Waglewskiego kończy się natomiast „Tijuana” .

Dobrych rzeczy na tym krążku jest wiele, ale spore wrażenie robi przede wszystkim tożsamość zespołu, który doskonale wie jak chce brzmieć, konsekwentnie się w tym swoim brzmieniu umaszcza i buduje rozpoznawalność. Wszystko czego Abodus jeszcze potrzebuję to solidnego hymnu, numeru który wdarłby się w głowę słuchaczy jak „Kiedy powiem sobie dość” czy „Moja i Twoja nadzieja”. Tylko i aż tyle. Póki co „Korzenie” to kolejna po „Labiryncie” świetna płyta zespołu. Kobiecy rock z – nomen omen – korzeniami w brzmieniu lat 90tych odżył na tych płytach bez dwóch zdań.

Ocena: 8/10

Gatunek: Rock

Recenzował: Grzegorz Bryk

Po więcej tekstów Grzegorza zapraszamy na https://polkazwinylami.wordpress.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *