Hostia – kiedy dewiacja upada daleko od dewocjonaliów

Rozmawialiście kiedyś z papieżem? Albo chociaż z kimś, kto stworzył papieskie alter-ego? Jeśli nie, możecie spojrzeć na spowiedź gitarzysty Hostii. Czytacie na własną odpowiedzialność, albowiem możecie zbliżyć się do piekła. Obyło się bez ukrzyżowania i bez egzorcyzmów.

Gracie próby?

St. Anacletus: Jesteśmy rozstrzeleni na Polskę i Czechy, ale granie regularnych prób zawsze było dla nas podstawą funkcjonowania. W pełnym składzie gramy rzadziej, ale wystarczająco, a w niepełnym dość często.

Mogę zapytać co skłoniło Pacha do przeprowadzki?

St. Anacletus: Polska! To, co się dzieje w naszym kraju w sferze polityczno-religijnej było głównym motywatorem. Czechy pod tym względem są dużo bardziej wyluzowanym i zdystansowanym krajem, bardziej laickim. Nie ma tam też pełzającej dyktatury, która u nas staje się już pełnoprawną.

„Nailed” przynosi ze sobą więcej mixu hc i death metalu. Naturalna ewolucja Hostii, czy darliście ze sobą koty?

St. Anacletus: Naturalna ewolucja. Muzyka musi wyjść ze mnie naturalnie. Jakkolwiek głupio to nie brzmi, to nie da się tutaj czegoś sztucznie wymusić, bo zawsze będzie słabe. Możemy rozmawiać o tym, że chcielibyśmy czegoś popróbować i iść w takim, a nie innym kierunku, ale to i tak weryfikuje się później po tym, co wypływa z głowy i z rąk. Żadne większe planowanie się nie sprawdza.

Ile rzeczy wylądowało w koszu?

St. Anacletus: Przy ostatnim materiale podejrzewam, że przynajmniej druga płyta, hehe… Zazwyczaj jednak rzeczy, które odpadają, odpadają słusznie. Robię sobie czasem przegląd odrzutów i zawsze tylko utwierdzam się w tym, że wybraliśmy słusznie. Natomiast zdarza się tak, że niektóre pomysły muszą odleżeć swoje w poczekalni. Czyli niby odpadają, ale trafiają na ławkę rezerwową, bo czuję, że coś w nich jest, tylko trzeba będzie do nich wrócić za jakiś czas, ze świeżą głową i wtedy przeskoczą na wyższy poziom.

foto: Monika Karwasz

Czyli nie jesteś terrorystą, który narzuca innym swoje zdanie?

St. Anacletus: Trochę jestem, bo czasem czuję, że coś się sprawdzi i nawet jak inni jeszcze tego nie kumają, to wiem, że mam rację haha. Większość utworów powstaje w mojej głowie, potem przechodzi przez Pacha, a finalny kształt nabiera już z całym zespołem na próbach. Nagrywam demówki, z programowanymi bębnami, gitarami i basem, które są punktem wyjścia. Co nie znaczy, że na próbach niektóre numery nie potrafią się całkowicie zmienić. Interakcja między nami jest bardzo ważnym aspektem. Na całe szczęście w tworzeniu muzyki nie ma zasad i reguł, więc być może następnym razem będzie zupełnie inaczej.

Gdzie nagrywasz demówki? Masz własne studio?

St. Anacletus: Studio to za dużo powiedziane. Wystarczy mieć komputer, program studyjny i w miarę działający interfejs, żeby ogarnąć temat w domu. I tak to u mnie wygląda. Mam zdefiniowane kilka brzmień, możliwość programowania bębnów i to w zupełności wystarcza. Im prościej – tym lepiej. Nie bawię się w bycie realizatorem. Ważne, abym mógł się skupić na pomysłach i w razie potrzeby szybko i bezproblemowo je nagrać.

Z jakim odzewem dotychczas się spotkaliście?

St. Anacletus: Zaskakująco pozytywnym. Momentami zastanawialiśmy się, czy to o nas hehe. Czujemy, że grono entuzjastów się cały czas powiększa i jest to mega miłe i motywujące. Jak ludzie robią sobie dziary z twoim zespołem, to chyba znaczy, że udało nam się zrobić coś, co jest dla nich równie ważne jak dla nas.

Na pewno powoli tworzycie nowy materiał. Czym będzie się wyróżniał?

St. Anacletus: Jest jeszcze stanowczo za wcześnie aby rozmawiać o nowym materiale. Na razie zbieram pomysły i przerzucam się nimi z Pachem. Jak przyjdzie moment, w którym poczujemy, że czas się za to zabrać, to wtedy okaże się jaki to będzie miało finalny kształt.

Zdarza Ci się jeszcze jarać grą innych zespołów, czy mając taki staż podchodzisz do muzyki bardziej krytycznie?

St. Anacletus: Oczywiście. Muzyka jest jedną z głównych rzeczy, która przynosi mi w życiu zajawkę. Aczkolwiek zauważyłem, że najczęściej zdarza mi się jarać zespołami, którymi jarałem się mając 16-20 lat. Największą ekscytację budzą we mnie płyty/zespoły, które wtedy poznałem i stworzyły mój muzyczny background. Mam listę zespołów, która niezmiennie mi towarzyszy i każda kolejna płyta nadal jest dla mnie fajnym wydarzeniem. Na pewno mowa tutaj o takich gigantach jak Metallica, Paradise Lost, Morbid Angel czy Napalm Death. Tych ostatnich mega szanuję za to, że pomimo tego, że przez 30 lat oscylują w tej samej stylistyce, to za każdym razem potrafią zrobić coś ciekawego i nieco innego. Mało jest nowych kapel, które wywołują u mnie równie dużą ekscytację.

Metallica nie skończyła się na „Kill em All”?

St. Anacletus: Nie. Metallica jest jednym z moich topowych zespołów. Pewnie jestem swego rodzaju szalikowcem bez dystansu. Z drugiej strony dla mnie muzyka jest tak subiektywną rzeczą, że wykłócanie się o to, czy nowa płyta jest lepsza czy gorsza od „Master of Puppets”, czy werbel jest za głośno i czy Lars umie grać etc. jest czymś bezsensownym. Słuchając płyty widzę tylko dwie możliwości – albo mi się jej zajebiście słucha i chcę do niej wracać, albo nie. Nieważne czy to jest Metallica, czy inny zespół.

Ile tegorocznych festiwali znajdzie się pod Waszym ostrzałem?

St. Anacletus: Typowych festiwali będą jeszcze dwie sztuki. Jesteśmy tuż po Mystic Festival i jestem cały czas zajarany zarówno tym, jak zostaliśmy przyjęci, jak i całym festiwalem, bo jest to jedna z najlepiej zorganizowanych imprez w Polsce. Zagraliśmy też jako headliner na kilku eliminacjach do Bloodstock. A przed nami mały wypad do Niemiec, a potem Katowice, a po nich Injure Grind Attack. We wrześniu zagramy Summer Dying Loud, który też z roku na rok osiąga to coraz wyższy poziom, jeśli chodzi o zapraszane zespoły, organizację oraz skalę. Mega kibicuję! Kolejne tańce w październiku i listopadzie wraz z Las Trumien!

Protest „Nie dla bluźnierczego terroru Mystic Festival” zrobił jednak lekkie zamieszanie i antyreklamę tego wydarzenia.

St. Anacletus: Kto mieszka w Polsce ten się w cyrku nie śmieje. Nic to nie zrobiło, garstka fanatyków krzycząca na chodniku o Jezusie. Mam wrażenie, że im więcej o tym rozmawiamy, czy im więcej media napędzają ten temat, to daje tym ekstremistom większą moc. Nikt nikogo nie zmusza do pójścia na biletowaną imprezę. Wszyscy wiemy, że nic nie jest tak delikatne, jak uczucia polskich katolików – najbardziej tych, którzy nie mają z tym styczności. Jak idzie na Wielkanoc, nie wiem jak to się nazywa…

foto: Monika Karwasz

Procesja?

St. Anacletus: O właśnie! Maszerują mi po osiedlu, stają pod oknem, śpiewają i wymachują figurką trupa. Czy ktoś mnie pyta o to, czy ja chcę to oglądać i tego słuchać? Nie. A mogliby to robić w kościele! Ja nie idę z zespołem i nie gramy nikomu naszej muzyki na siłę pod jego oknem. Robię to w miejscu na to przeznaczonym. Proste. To jest czyjś wybór, czy na nas przyjdzie.

To co musiałoby się w Polsce zmienić, żeby było ok?

St. Anacletus: Ha! 50% naszej populacji. Ciężkie do zrobienia. To, że o to pytasz w 2023 r., w środku Europy, pokazuje tylko to, jak bardzo w dupie jesteśmy. Na dodatek najwyraźniej nam się w tej dupie podoba! Nie dotyczy to oczywiście tylko religii i jej miejsca w państwie, ale też całego porządku społeczno-prawnego. Na ten moment nie widzę, by dla Polski istniało optymistyczne rozwiązanie.

Naśmiewacie się z konsekracji? Bo właśnie taką reklamę Wam zrobiono.

St. Anacletus: Jaki reklamodawca, taka reklama…

…a myjecie okna dla Jezuska przed świętami, czy tylko pompujecie rower dla Szatana?

St. Anacletus: Zdecydowanie rower dla Szatana! Twoje pytanie skojarzyło mi się z tzw. niedzielnymi satanistami. Nic się na tym świecie nie zmieni jeśli ludzie, którzy uważają się za (nie)wierzących/ateistów/satanistów koniec końców posyłają dziecko do chrztu, komunii, biorą ślub kościelny i dają na tacę. Albo się na coś zgadzamy, albo się na coś nie zgadzamy. To, co instytucja kościoła robi w Polsce (i nie tylko), nie tylko mi się nie podoba, ale ma charakter przestępczy. Także tu nie chodzi o to, czy ktoś lubi czy nie lubi, wierzy, czy nie wierzy. Albo kurwa wspierasz przestępców, albo nie! Albo masz kompas, który pokazuje ci co jest dobre, a co złe, albo go nie masz. Jeśli wspierasz ludzi lub instytucję robiącą tyle zła, to znaczy, że coś jest z tobą nie tak. Z tobą! Tłumaczenie, że mój ksiądz jest fajny, a to inni są źli… dopiero 2 lata temu okazało się, że koleś, z którym ja miałem komunię…

…coooo?

St. Anacletus: No tak, miałem komunię. Piekło, ale miałem. Głównym efektem tej komunii było to, że na niej moja przygoda z tą instytucją się skończyła. A wracając do wspomnianego księdza, który był guru młodzieży – w Zakonie Dominikanów, udzielającym się w telewizji – 2 lata temu okazało się, że molestował ministrantów. Także ten super ksiądz, fajny ziomek, wcale nie był taki fajny. Ale w tym kraju nikogo to nie obchodzi. Wysłali go pewnie tam, gdzie ma pod ręką nowe dzieciaki. Jeśli ktoś odpierdala takie rzeczy i spotyka się to z brakiem reakcji z twojej strony, to jesteś współwinnym. Koniec. Dziękuję. Do widzenia.

A miałeś kiedyś jakąś osobistą spinę z przedstawicielem kościoła?

St. Anacletus: Było kilka sytuacji w czasach szkolno-studenckich. Natomiast jak już wspominałem – wcześnie wypisałem się z kościoła. I to całkowicie. Jedyny zgrzyt, który uświadomił mi się dopiero po latach (pokazujący jak te relacje ofiara-kat potrafią wyglądać, bo wtedy nie pomyślałem o tym w ten sposób) pojawił się w podstawówce, w piątej lub szóstej klasie, jak miałem ok. 12 lat, chyba. Religię mieliśmy pomiędzy innymi zajęciami. Czasami siedziałem „do towarzystwa”, bo nie było co robić ze względu na brak alternatywnych zajęć, a zgodnie z przepisami powinienem być pod opieką. Niekiedy nie miałem wyboru, bo biblioteka była zamknięta, więc albo wagary, albo religia. A nie było z kim iść na wagary, bo wszyscy na religii.  Przynajmniej 90% moich kolegów i koleżanek śmigała na tą religię ochoczo i dość bezrefleksyjnie. Załapałem się na katechezę, na której ksiądz wszystkich po kolei, ze szczegółami, wypytywał o robienie sobie dobrze. Wtedy poznałem określenie „samogwałt”… Byłem dzieciakiem i nie chciałem z nim rozmawiać. Dzisiaj poszedłbym do dyrektora i zapytał „co się tu kurwa odpierdoliło?”. Wtedy było to sporym zaskoczeniem i tak to zostało przez niego ubrane w religijne pierdolenie, że czerwona lampka zaświeciła się dopiero po jakimś czasie. Dla mnie było to nienaturalne i nic nie powiedziałem. Część z mojej klasy weszła jednak w tę dyskusję. Potem dostajesz chlasta w twarz, że byłeś świadkiem czy częścią mentalnego molestowania nieletnich i nawet sobie tego nie uświadomiłeś. Na tamten moment było to na tyle abstrakcyjne, że zamiast chwycić krzesło i pierdolnąć temu człowiekowi w łeb, to nic nie zrobiłeś, bo jesteś dzieciakiem. Potem ludzie zastanawiają się jak to jest, że dziecko przez 5 lat nie pisnęło słowem, że ksiądz je molestuje. Albo, ze ludzie nie chcą o tym mówić przez kilkadziesiąt lat. To jest całkowicie możliwe. Następuje takie skrzywienie psychiki, zniewolenie przez tę drugą osobę, że dajesz sobie to robić i nie możesz się z tego wyrwać. Na szczęście moja mama nie była ortodoksyjna i jak powiedziałem jej, że nie chcę chodzić do kościoła i na religię, to nie miała z tym żadnego problemu. Mam pełną świadomość, że w wielu innych domach ta presja religijności może być ogromna i dzieciaki mogą sobie nie radzić z tym tematem. I znowu wracamy do punktu, w którym nasz kraj – zamiast minimalizować takie patologie i otwierać dzieciaki na świat – to zamyka je w tych sytuacjach i znikąd nie otrzymują ratunku. Wszystko jest marginalizowane i ignorowane.

Dlaczego przybraliście kryptonimy St. Xyxtus, St. Anacletus, St. Everistus?

St. Anacletus: Wyszło naturalnie przy pierwszym materiale. Pachu przygotował oprawę graficzną z papieżami zombie. Uznaliśmy, że byłoby bez sensu pokazywać nasze twarze i podpisywać się naszymi nazwiskami, bo to nie będzie się komponować oprawą i nagranym materiałem. Ideą było też to, żeby ludzie skupili się na naszej muzyce i Hostii jako zespole, ale tym kim, jesteśmy i co każdy z nas grał wcześniej.

Dlaczego najbardziej dostaje się wierze katolickiej?

St. Anacletus: Żyjemy w rzeczywistości, w której ta religia bezpośrednio nas dotyka. Odpowiadamy na to, w czym jesteśmy zmuszeni funkcjonować.

foto: Tomasz Jorman

Skąd pomysł na sesję z workami po ziemniakach na głowie? Wygląda to trochę jak Ku-Klux-Clan polish edition.

St. Anacletus: Żaden KKK! Nigdy w życiu! A worki…strasznie się pylą i noszenie ich jest wyzwaniem. Nie da się funkcjonować samą anty-religią. Na całokształt Hostii składają się również inne treści, m.in. motywy powiązane z horrorami klasy A, B, C, D. Trzeci wątek nie nawiązuje do wymyślonego świata, ale do rzeczywistości i potworów żyjących wokół nas. Nie trzeba daleko szukać ludzi, którzy dokonywali makabrycznych działań. Historia zna ich bardzo wielu. A worki faktycznie są po ziemniakach i nawiązują do horrorów.

…a myślałam, że nie lubicie ziemniaków, hehe.

St. Anacletus: No jak… ziemniaczki są zawsze dobre!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *