Narbo Dacal „Elysium Now” [RECENZJA]

Alternatywny metal nie zawsze wypełnia przestrzeń odciętą od garażowego brudu muzyczną esencją. Narbo Dacal zdaje się chwytać za rogi dźwięki zmęczonej nocy i towarzyszy nam w drodze do Hadesu. 

Od „Elysium Now” nie ma co oczekiwać wielkich pokładów energii i szukać sposobności do machania głową. Możemy za to liczyć na dość przyjemną i niezawiłą muzyczną podróż. Nawet alternatywno-doomowe gitary nie są męczące ani drażniące dla ucha. „Roses” jest utworem posiadającym kilka warstw o zmiennym tempie. Chociaż nie możemy mówić tu ani o balladzie, ani o szybkiej napierdalance, to wokal Eli zdaje się niekiedy „wyskakiwać” ze spójnej muzycznej namiastki wczesnego Paradise Lost. Nie twierdzę, że wokalistka nie ma talentu, ale nie do końca wpasowuje się w narrację przesterowanych gitar, sztucznie je spowalniając poprzez tworzenie kontrastu. Lepiej odnalazłaby się w stylistyce Moonlight. To samo wrażenie ciągnie się przez większość „Elysium Now”. Gdyby skupić się na większej drapieżności odzwierciedlającej chociażby skrzypiące gitary pod koniec „Devil’s Snare”, można by osiągnąć zdecydowanie lepszy efekt.

Muzyka Narbo Dacal nigdzie się nie spieszy. Porywy perkusisty nadają interesującego charakteru szczególnie w „The Vase”. Natomiast jest to tylko element siedmiominutowego utworu, który podnosi jego wartość, ale nie czyni go arcydziełem. Próby mocniejszego wokalu – niestety – podpadają pod amatorszczyznę. Ciekawi mnie jak całość wypadłaby z męskim, bardziej charczącym i charakterystycznym wokalem, współgrający z rytmicznymi, nadającymi niemalże ten sam rytm przez całość utworu – gitarami. Może nigdy się nie przekonamy.

W ogólnym rozrachunku „Elysium Now” muzycznie wypada naprawdę dobrze. Współpraca z M. się opłaca. Album brzmi czysto i każdy z instrumentów jest dość wyraźny. Siarki nie ma, ale nie każdemu musi o to chodzić. Aranżacja została lepiej przemyślana niż przy ep’ce z 2022 r.

Czy Narbo Dacal stanie się zespołem niezapomnianym? Czas pokaże, czy nie zostanie wyszarpanym szponami niepamięci. To, czego mi brakuje, to odrobiny szaleństwa czy eksperymentów, które wyróżniłyby Narbo Dacal na tle innych zespołów. Niektórzy odkrywają siebie na nowo z każdym kolejnym albumem. Nie mówimy tu o zaprzedaniu duszy Diabłu, ale dążeniu do samodoskonalenia. Najwięcej niespójności wprowadza wokal, co potwierdza też zamykający płytę „Forget Me Not”. Zrezygnowanie z pisku i pozostawienie instrumentalnej końcówki przyniosłoby więcej satysfakcji dla uszy i wyciszenia, którego każdy potrzebuje po podróży – terytorialnej czy tej muzycznej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *