San Quentin – „San Quentin”

Debiut węgorzewskiego San Quentin zaczyna się od intra brzmiącego bez mała jak wprowadzenie do „…And Justice for All” Metalliki i choć w ostateczności nie rozpędzi go eksplozja w postaci „Blackened”, to nie ma też co specjalnie narzekać.

Otwierająca krążek „Totalna wojna” ustali zresztą stylistykę tego materiału. Mocne gitary opierające utwory na power-chordowych riffach, porządnie rockowa sekcja i polskie wokale zaśpiewane pieprznie i z werwą. San Quentin to bowiem soczysty hard rock, porządnie skomponowany, butny i mocno zaangażowany w przekazywane tekstem treści – zbliża go to nawet do punkowej ekspresji.

W swoim brzmieniu muzycy zdają się mocno nawiązywać do estetyki wczesnej Comy – „Nowy dzień”, gdyby tylko postawić za mikrofonem Piotra Roguckiego cudnie wpisałby się w klimat i stylistykę „Pierwszego wyjścia z mroku”. Takich wcale nie tak odległych inspiracji Łódzką ekipą jest tu więcej, podobnie jak chociażby tarnowskim Totentanz – San Quentin wyraźnie więc sięga do hard rockowej estetyki podlanej grunge’owym sosem jaka najgłośniej wybrzmiewała w Polsce na początku XXI wieku.

Zespół serwuje zarówno wściekle rozpędzone strzały („Wojna Totalna”, „Templariusze”, „ADHD”), nie bojąc się przy tym przyozdobić kompozycji szybkimi solóweczkami imponującymi zwinnością paluszków; gdzie indziej postawią na tworzenie klimatu i zabawę formą („Ściana”), zrobią zgrywę („Disco”) czy poszusują w mocniej zaangażowane społecznie, manifestacyjne treści („O Polsko”). Na debiucie San Quentin wszystko się zgadza – jest chropowato, drapieżnie i elektryzująco. Zespół w pełni świadomie realizuje swój pomysł na brzmienie. Solidna, hard rockowa, polskojęzyczna płyta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *