Simple Plan – pozostań wierny sobie

Dla Simple Plan czas zatrzymał się w miejscu. Na koncertach epatują tą samą energią, co na początku swojej kariery. Nawet współczesne brzmienie zespołu przenosi nas we wczesne lata XXI w., kiedy pop-punk wychodził zza każdego rogu. Czy zespół ma szanse zostać ikoną swego gatunku? Zadecydują o tym teraźniejsi i przyszli fani. Proste? Proste.

Co uważacie za swój największy sukces?

Chuck: Nadal jesteśmy razem po 20 latach. Nagrywamy albumy oraz gramy koncerty, na które przychodzi coraz więcej ludzi. Po okresie pandemii, który zamknął nam drogę do grania na żywo i powrocie na scenę czujemy, że jako zespół stajemy się silniejsi. Dotarcie do tego punktu jest dla mnie największym sukcesem. Granie w Simple Plan wciąż daje nam wiele radości. Dla szerokiego grona publiczności dopiero nadejdzie czas, w którym po raz pierwszy będą mieli okazję, żeby zobaczyć nas na żywo. Dla każdego zespołu możliwość zrobienia pierwszego wrażenia na odbiorcy jest niezwykle motywująca. Jesteśmy dumni z tego, jak wyglądają nasze koncerty i jakę energię wtedy uwalniamy. Czujemy dreszczyk emocji mając świadomość, że nasza muzyka pierwszy raz będzie na kogoś oddziaływać. Prawdziwą nagrodą dla nas jest możliwość docierania do ludzi na całym świecie. Muzyka ma tę moc, że towarzysząc życiu codziennemu, jest w stanie pomóc ludziom w ich rozterkach i często sprawia, że na ich twarzach pojawia się uśmiech. Jesteśmy ambitni i zastanawiamy się, jak daleko poniesie nas nasza muzyka. Zaczynaliśmy w garażu naszych rodziców. Żyjemy marzeniem. Gramy festiwale na coraz większych scenach. Pojawiamy się jako headlinerzy na trasach koncertowych. Gramy z zespołami, które podziwiamy. Nasz „garaż” zwiększył po prostu swój metraż.

Utrzymanie ekscytacji na takim poziomie dla niektórych nie jest możliwe na dłuższą metę. Historia zna wiele dobrze zapowiadających się artystów, którzy – chociażby z prywatnych powodów jak założenie rodziny – zniknęli ze sceny.

Chuck: Połączenie grania z rodziną, dziećmi, małżeństwem etc. nie zawsze jest łatwym zadaniem. Jeśli chodzi o początki zakładania zespołu, to przeważnie on staje się twoim priorytetem, bo nie masz dodatkowych obowiązków. W miarę jak robisz się starszy i pojawiają się nowe rzeczy w twoim życiu, musisz znaleźć pomiędzy nimi balans. Rozłąka z rodziną podczas trwania trasy nie jest łatwa, ale dla mnie stanowi dodatkową motywację. Chcę, żeby mój dzieciak był świadkiem mojego zaangażowania w Simple Plan i widział to jako możliwość podróżowania, zwiedzania świata, poznawania wielu ludzi, a przede wszystkim – żeby wiedział, że jeśli będzie ciężko nad czymś pracował, to później będzie zbierał owoce tej pracy. Można osiągnąć rzeczy, o których sporo ludzi myśli jako o czymś dla nich niedostępnym i mającym pozostać w cieniu marzeń.

Co jest kluczem do tego, by cały czas być na fali?

Chuck: Trzeba być mądrym. Nie pijemy, nie bierzemy narkotyków, staramy się żyć zdrowo. Zdrowie psychiczne jest równie istotne i to, jak sam siebie postrzegasz. Zdaję sobie sprawę z tego, że ulegamy wpływom czasu, ale nie czuję się jakoś specjalnie inaczej niż jak miałem 22 lata. Wciąż tak samo zachowuję się na koncertach – gram na perkusji, uwielbiam stagediving… Bycie w kapeli sprawia, że czujesz się młodo. Cały czas mamy kontakt ze „świeżą krwią” i jesteśmy na bieżąco z aktualnymi trendami. Gdybyśmy stracili zainteresowanie (chociażby nowymi artystami), to moglibyśmy poczuć się starzej. Wydaje mi się, że kipimy tą samą energią, jak na początku naszej drogi.


Jak Simple Plan zmienił się na przestrzeni czasu?

Chuck: Zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma nic złego w zaakceptowaniu wartości, które nami kierują. Każdy z kolejnych albumów nie musi diametralnie zmieniać naszego wizerunku oraz naszej muzyki. Jest nawet bardziej niż dobrze móc zaufać temu, co robimy i za co lubią nas nasi fani. Chcieliśmy, żeby nasz ostatni album „Harder Than It Looks” był kwintesencją tego, czym Simple Plan jest, żeby ludzie mogli mówić „za to ich uwielbiam”, „to jest to, co Simple Plan sobą reprezentuje”, „to jest to, co chciałem usłyszeć”. Z biegiem lat nabraliśmy pewności siebie i nie mamy potrzeby wymyślania siebie na nowo z każdym kolejnym albumem. Niczego nie musimy udowadniać. „Pozostań wierny sobie” – tym się kierujemy.

Rozmawiamy z wieloma osobami – na koncertach, w hotelach… oprócz rozmów dostajemy listy. Podczas spotkań „meet & greet” słyszymy wiele historii o tym, jaki wpływ na życie innych ma nasza muzyka. Słyszeliśmy o wielu tragediach… niektórzy mówią nam, że gdyby nie nasza płyta, gdyby nie ta piosenka, to już by ich z nami nie było. Teksty, muzyka i to, kim jesteśmy, utrzymało niektórych przy życiu. Z początku nie dowierzaliśmy tym słowom, ale kiedy te historie zaczęły się powtarzać i to w różnych zakątkach globu, to dotarło do nas, że muzyka może być czymś więcej, niż na początku zakładaliśmy. Nie chodzi tylko o nas. Myślę, że dla artysty nie ma większego komplementu. Zwłaszcza podczas najtrudniejszych czasów tworzy się więź pomiędzy muzyką a odbiorcą, która później staje się nierozerwalna. Miło być świadkiem i towarzyszem emocjonalnej podróży, którą przebywają twoi fani.

Ale czy pisząc nowy materiał zastanawiacie się nad tym, jaki wpływ może mieć na odbiorców? Czy piszecie typowo dla siebie?

Chuck: Pisząc „Perfect” nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak uniwersalna będzie ta piosenka i jaki wpływ będzie miała na słuchaczy. Tworzyliśmy ją z pozycji nas samych – wyjaśniając rodzicom, dlaczego zespół jest dla nas tak ważny. „Sorry I can’t be perfect” jest zwrotem kierowanym do rodzica, znaczącym tyle samo, co „przepraszam, że nie jestem takim, jakim zakładałeś, że będę”. 20 lat później, samemu posiadając dzieci… chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jaką moc posiada ten utwór. Zmienił trajektorię naszego zespołu. Przy nagrywaniu każdego albumu chcemy mieć choć jedną piosenkę tego typu, która połączy ludzi i pozytywnie wpłynie na ich codzienność.   Simple Plan nie jest wyłącznie zespołem, który gra wesołe pop-punkowe piosenki do poskakania. Nie nazwałbym tego obowiązkiem czy odpowiedzialnością, bo to zbyt mocne określenia, ale czuję, że jesteśmy to winni naszym fanom. Jesteśmy latarnią dla ich statków. Nie robimy tego na siłę. Chcemy tego. Jesteśmy autentyczni. Czasami czerpiemy inspiracje z historii, które słyszymy od fanów.

Co było celem założenia fundacji Simple Plan i co do tej pory udało się Wam osiągnąć?

Chuck: Do założenia fundacji pchnęły nas wspomniane wcześniej historie. Zastanawialiśmy się nad tym, jak możemy pomóc ludziom w bardziej bezpośredni sposób, nie tylko przez muzykę. W 2004 albo 2005 r. rozmawiałem z moim tatą, który otwierał listy do nas i był pod wrażeniem pozytywnego odbioru naszej muzyki, a także ogromu tragedii, która towarzyszyła życiu piszących do nas osób. Zapytał mnie „Jakim zespołem chcecie być? Możecie być znani ze sprzedaży platynowej płyty, ale możecie też zrobić coś więcej, odwdzięczyć się tym ludziom…”. Wtedy się zaczęło. Każdy 1 dolar ze sprzedaży biletów trafia na konto fundacji. Tak samo będzie z nadchodzącą trasą. Jesteśmy dumni z tego, że do tej pory oddaliśmy ok. 2,5 miliona na cele charytatywne. Staramy się pomóc młodym ludziom w potrzebie. Chcemy im też pokazać, że muzyka może nakreślić drogę życiową.

…czyli możemy powiedzieć, że najlepszym towarem eksportowym Kanady są Simple Plan i syrop klonowy?

Chuck: Nie mogę się z tym zgodzić. W Kanadzie jest wiele artystów godnych polecenia, jak np. Billy Talent, Avril Lavigne, czy też odnoszących większe sukcesy reprezentantów pop – Justin Bieber czy The Weeknd. Cieszy mnie to, że są oni rozpoznawani na całym świecie. I tak… syrop klonowy… jestem jego wielkim fanem.

Justina Biebera też?

Chuck: Hmmm… muzycznie nie jest to moja bajka. Ale doceniam pracę, którą włożył w to, żeby ściągnąć na siebie wzrok wielu ludzi. Ma na koncie kilka dobrych piosenek. Nie jestem pewny co do jego stylu ubioru w ostatnim czasie… ale to imponujące móc być obserwatorem jego umiejętności do sprawienia, by ludzie mówili o czymkolwiek, czym się zajmuje.

Deryck Whibley z Sum 41 jest Waszym przyjacielem? Musieliście czymś go zwabić, żeby zaśpiewał gościnnie na „Harder Than It Looks”?

Chuck: Graliśmy razem wiele koncertów. Przedstawiliśmy mu pomysł, który mu się spodobał i praktycznie od razu się zgodził. Nagrał swoją partię w swoim domu, po czym nam ją odesłał. Wyszło niesamowicie. Sum 41 też pochodzi z Kanady. Zaczynaliśmy mniej-więcej w tym samym czasie i nasze kariery podobnie się potoczyły. Przypuszczam, że mamy też wspólnych fanów. Moim marzeniem byłoby nagranie czegoś z Tomem z Blink 182 albo Billie’m z Green Day.

Czy napisanie piosenki do „Scooby Doo” było dla Was wyzwaniem?

Chuck: Prawdę powiedziawszy nie napisaliśmy utworu, tylko go zagraliśmy. Ale gramy „What’s New Scooby Doo” na koncertach. Przedstawiono nam wersję akustyczną, ale poproszono nas o to, żeby przerobić ją na nutę Simple Plan. Zabawne jest to, że do niedawna nie byliśmy o to pytani. Po tylu latach od jej wypuszczenia piosenka zaczęła pojawiać się praktycznie wszędzie na Tik Toku. Zdarza się, że niekiedy ktoś przyjdzie przebrany za Scooby Doo na nasz koncert. Czy to nie szalone?

A gdybyś dzisiaj mógł wybrać film, do którego moglibyście stworzyć motyw przewodni – co by to było?

Chuck: Dobre pytanie. Myślę, że piosenka, do której niedawno nagraliśmy klip – „Iconic” z Jax, mogłaby się wpasować w serial lub film ze sportowym motywem przewodnim. Może nawet w jakiś reality, hokejowy show… a gdyby nasz muza kojarzyła się z wydarzeniem typu Mistrzostwa Świata, to byłoby coś wielkiego!

No właśnie – jak spiknęliście się z Jax? Czyim pomysłem było powstanie „Iconic”?

Chuck: Mieliśmy już gotowy materiał, a Jax znałem z Tik Toka. Natknąłem się na nią zupełnie przypadkowo w restauracji. Myślę, że dorastała słuchając naszej muzyki. Nie mieliśmy okazji współpracować z wieloma artystkami. Dzielenie naszej platformy z kobietami, które zajmują się tworzeniem muzyki, jest dla nas ważne. Kliknęło, bo Jax ma podobny charakter do naszych charakterów i podoba mi się to, jak toruje sobie ścieżkę do przemysłu muzycznego.

A propos Jax, Tik Toka i bycia na fali – „I’m Just A Kid” wróciło na salony.

Chuck: Niesamowite jest to,  jaką skalę osiągnął challenge polegający na odtwarzaniu zdjęć z przeszłości. Nie spodziewaliśmy się tego, że piosenka sprzed 20 lat znów zyska na popularności. „I’m Just A Kid” stał się naszym najpopularniejszym utworem! Podoba mi się cały pomysł tego trendu, bo można zobaczyć jak ludzie zmienili się na przestrzeni lat. Niektóre filmiki są naprawdę wzruszające, bo w przeciągu kilku sekund jesteś w stanie zobaczyć  jak bardzo ludzie, czy też ludzie i ich zwierzęta, zmienili się. Takie wspominki wyzwalają wiele emocji i dla wielu to coś głębszego niż tylko trend w aplikacji. Pokazuje, że trzeba doceniać to, co się teraz ma. Mrugasz, a tu puff… minęło 20 lat. Podobnie jest z nami – aż ciężko uwierzyć, że minęło tyle lat od powstania Simple Plan! Swoją drogą – reakcja ludzi na koncertach na grany na żywo „I’m Just A Kid”, jest jeszcze bardziej potężna niż dotychczas.

Może czas stworzyć „I’m Just An Adult”? Napisać, że życie jest koszmarem, bo trzeba chodzić do pracy i płacić rachunki…?

Chuck: Możliwe, że ogarniemy ten temat, bo co jakiś czas on do nas powraca. Może nie w formie piosenki, ale np. koszulki, hehe… Na razie nie zaczęliśmy nagrywać niczego nowego. Zbieramy pomysły zarówno na dźwięki, jak i na teksty. Pandemia wywaliła nam 2 lata z koncertowania, więc staramy się to nadrobić w pierwszej kolejności. W następnym roku będziemy mieli czas na to, żeby podziałać w kierunku tworzenia nowego materiału.

State Champs i Mayday Parade wyjadą z Wami w „The Hard As Rock Tour”.

Chuck: W styczniu i lutym będziemy grać europejską trasę koncertową. Zagramy m.in. w Pradze i Warszawie. Ludzie w tej części globu reagują na muzykę rockową z wielkim entuzjazmem. Myślę, że dojdzie do zderzenia się dwóch generacji. Ze State Champs nagraliśmy „Where I Belong” i myślę, że będziemy się świetnie bawić na wspólnej trasie. Wcześniej robiliśmy z nimi trasę po Stanach, więc fajnie będzie to powtórzyć. Mayday Parade znamy z Warped Tour 2018 r. ale nie znamy ich tak dobrze jak State Champs. Nie mogę się doczekać! Musicie tam być!

Jaka jest misja Simple Plan?

Chuck: Pisanie możliwie najszczerszych piosenek. Wydawanie coraz to lepszych albumów. Za każdym razem, kiedy wychodzimy na scenę, dajemy z siebie 100%, żeby zagrać nasz najlepszy koncert. Nigdy nie odpuszczamy. Chcemy dostarczać muzykę, która uszczęśliwi innych, pomoże im uciec od demonów i poradzić sobie ze swoimi problemami. Nawet jeśli przechodzisz przez gorszy czas, to wiedz, że na końcu tunelu jest światełko. Uwierz w siebie. Będzie lepiej. Tak widzę naszą misję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *