Recenzja debiutanckiej EP od krakowskiego zespołu Narbo Dacal

Krakowski zespół metalowy Narbo Dacal wydał w styczniu tego roku debiutancką EP. Od jej wydania minęło już trochę czasu, a na portalach społecznościowych pojawiły się już pierwsze skrajne opinie. W obecnych czasach warto, jest postawić na underground, chociażby dla rozwoju samego siebie. Odejdźmy od katowania tych samych zagranicznych bądź polskich zespołów, które i tak już nie grają od kilku lat i zerknijmy na nasze metalowe podwórko, które ostatnimi czasy jest coraz to bardziej obfite w muzykę metalową.   

Narbo Dacal na muzycznej scenie jest od niedawna, bo od prawie dwóch lat. Mimo to znają się na swoim fachu i wiedzą jak powinno się grać doom metal XXI wieku. Twórczość zespołu jest o tyle ciekawa, że zahacza o kilka podgatunków metalu dokładając do tego elementy leśnych metalowych kolegów ze Skandynawii, oraz trochę folkloru. Jednak czy taki miks stanie się na tyle interesujący, aby zjednać sobie opinie słuchaczy, którzy tego co najlepsze, dopatrują w tej chwili w krajowym black metalu? 

Zanim o muzyce to zwróćmy uwagę na nazwę zespołu. Jest to nawiązanie do XV-wiecznej hiszpańskiej zielarki oskarżonej o uprawianie magii. W przeszłości było to jednoznaczne ze spaleniem na stosie przez działającą wtedy inkwizycję. Postrzegano takie osoby jako wiedźmy, lub czarownice zatem nie stosowano wobec nich żadnej taryfy ulgowej. Narbona Dacal podzieliła los innych kobiet, które praktykowały magię wbrew zasadom kościoła katolickiego.  Zespół próbuje w ten sposób przedstawić jej przykrą historię.  

Na pierwszy rzut oka – tylko cztery utwory, choć wydaje się mało to nie, należy oceniać tego w ten sposób. Przede wszystkim nie trzeba prezentować dużej ilości materiału, gdyż może to skutkować utratą pożądanej przez publiczność jakości. Jest to szczególnie ważne dla zespołów zaczynających swoją karierę.

Na pierwszy ogień utwór Ice Pick, który rozpoczyna się intrem gitarowym z lekkim przesterem, następnie w akompaniamencie gitary basowej i perkusji nabiera szybszego tempa, aby wkrótce eksplodować. Wtedy wchodzi wokal, który tak jak już wspomniałem, sporo zaczerpnął ze stylu folklorystycznego. Całość brzmi bardzo dobrze do momentu kiedy utwór się kończy. Następny w kolejce Voices, nie zwiastuje nic dobrego. Słuchając kolejnych utworów, odnoszę wrażenie, że większość została sklejona na jedno kopyto. Mała ilość riffów, monotonne i niezmienne tempo perkusji sprawia, że najzwyczajniej w świecie materiał jest mało ciekawy. Jedynym charakterystycznym elementem jest scream zamykający utwór Will-o-the-wisp, który tym samym zamyka cały album.  

Buractwem z mojej strony byłoby to gdybym nie wspomniał o najważniejszym (moim zdaniem) elemencie tego zespołu, jakim jest wokal. Momentami miałem wrażenie, że słucham czegoś nowego od Nightwish, czy Within Temptation tylko mocniejszego. Dzięki temu całość nabiera bardziej symfonicznej barwy. Innymi słowy, jest to talent wykorzystany w bardzo dobrym miejscu, bo mało który wokalista na polskiej scenie potrafi tak śpiewać jak robi to Eli. 

Na plus wychodzi również produkcja, całość została nagrana i zmiksowana w studiu No Solace prowadzonego przez M z zespołu Mgła. Momentami jednak instrumenty zagłuszają wokal, co nie wpływa dobrze na jakość. 
 
Mimo słodkich słów z początku trzeba zderzyć się z rzeczywistością. Nie oznacza to jednak, że materiał nagrany przez Narbo Dacal to szajs, wręcz przeciwnie. Jest to materiał, który wymaga  rozwinięcia, innowacji, rozszerzenia instrumentarium i w ogóle nowych pomysłów.  Pamiętajmy o krótkim stażu zespołu i o tym, że w przyszłości mogą wydać coś naprawdę dobrego. 
 Recenzował: Piotr Burak
 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *