THE HU wystąpili na całkowicie wyprzedanym koncercie w klubie B90 w Gdańsku. Mongolski „hunnu rock” ponownie w Polsce

Polska część trasy promującej najnowszy album The Hu „Rumble Of Thunder” objęła całkowicie wyprzedane koncerty w Gdańsku i Warszawie, przed nami ostatni punkt trasy – Kraków.

Pochodzący z Ułan Bator zespół folkmetalowy The Hu, którego nazwa oznacza w języku mongolskim „człowiek”, a swoją muzykę określa jako hunnu rock, jest najlepszym przykładem, że nawet błyskawiczna kariera i szybkie zdobywanie popularności opartej na oryginalnym brzmieniu i wyjątkowości stylistycznej wymaga lat przygotowań i solidnej pracy. Siedem lat zajęło kwartetowi pochodzącemu z Mongolii wydanie pierwszego albumu studyjnego, ponadto wszyscy muzycy Gala, Enkush, Jaya i Temka ukończyli konserwatorium w stolicy Mongolii.

Galeria z koncertu The Hu w Warszawie

To już trzecia wizyta ekipy z Ułan Bator w Polsce, pierwszy koncert odbył się, zanim zespół wydał swój debiutancki pełnometrażowy krążek „The Gereg” już w czerwcu 2019 roku. Potem odwiedzili nas jeszcze na początku 2020, zanim pandemia rozszalała się na dobre, resetując skutecznie wszelkie trasy koncertowe.

W tym roku przyjechali na trzy koncerty promować świeżo wydany „Rumble of Thunder”, pierwszy koncert polskiej części trasy odbył się w gdańskim klubie B90 – całkowicie wyprzedanym, kiedy to aż 1800 słuchaczy zgromadziło się w klubie na terenie Stoczni Gdańskiej.

Support w postaci półtoragodzinnego występu Dja Squal’a publiczność potraktowała dość swobodnie. Pogoda sprzyjała rozmowom pod klubem, spotkaniom bardziej towarzyskim – dopiero przed godziną 21 klub wypełnił się szczelnie niecierpliwie wyczekującą publicznością.

Gwiazdorskie dziesięć minut opóźnienia podkręcające atmosferę i wreszcie dziki entuzjazm publiczności towarzyszący wejściu muzyków na scenę. Regularny skład The HU to czterech członków, w trakcie tras i koncertów wspomaganych kolejnymi czterema muzykami: Ono, Davaa, Jamba, Odko którzy obok wokali wspierających obsługują bardziej współczesne instrumenty typowe dla metalowych dźwięków, a będące tylko tłem do największej atrakcji – mongolskich instrumentów tradycyjnych.

Pierwsze numery przywitane entuzjastycznie przez tłum zgromadzony w B90 to nowy „Shihi Hutu” oraz starsze ”Shoog shoog” oraz „The Gereg”.

Ciężko doliczyć się ilości tradycyjnych instrumentów, które pojawiły się na scenie podczas koncertu, a warto zaznaczyć, że znalazł się tam nawet instrument wpisany na  listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Prawdziwym multiinstrumentalistą, a prywatnie nauczycielem w konserwatorium jest Nyamjantsan Galsanjamts czyli „Jaya”, który obok śpiewu gardłowego będącego znakiem rozpoznawczym The Hu, czyli Chöömej obsługuje drumlę – tumur hhuur, oraz drewniane instrumenty dęte, w tym flet prosty tsuur. Dziedzictwo UNESCO na scenie reprezentował zaledwie dwustrunowy instrument pięknie zdobiony rzeźbioną końską głową Morin Khuur w dłoniach Gali, czyli Galbadrakh’a Tsendbaatara. Kolejno front sceny zajmują Temuulen Naranbaatar, czyli Temka grający na tovshuur oraz Enkhasaikhan Batjargal – Enkush jako prowadzący morin chuur.

Mongolscy głosiciele hunnu rocka, podbijają Europę i serca słuchaczy równie skutecznie co ich przodkowie Hunowie w odległych czasach. Szczęśliwie obecnie podboje są wyłącznie natury muzycznej, aczkolwiek jeńców nadal nie biorą. Pod sceną w zatłoczonym mocno klubie, młynki i zabawy grupowe rozkręciły się dość szybko, idealnie sprzyjało temu rytmiczne granie, etnorockowa prostota i niesamowita energia płynnie przenosząca się na publikę. Widownia żywiołowo reagowała na każde ładnie akcentowane „dziękuję bardzo” muzyków, wtórując muzyce na wszelkie sposoby. Dźwięk mimo ogromnej różnorodności instrumentów podany był idealnie, zarówno współczesne tło podbijające dynamikę, jak i etniczne dźwięki wywoływane smyczkami z końskiego włosia w pełni ze sobą harmonizowały.

 Setlista zawierała utwory z obu albumów, finał grania to kolejno najbardziej wyczekane „Yuve Yuve Yu” i „Wolf Totem” będące tymi najbardziej rozpoznawalnymi kawałkami – przez które świat tak bardzo skupił uwagę na muzyce The Hu , oraz z nowego krążka „Black Thunder” z „This Is Mongol”. Jako bis pojawił się cover „Sad but True” Metalliki w wyjątkowo oryginalnej mongolskiej wersji.

Publika zachwycona, mniej aktywna część nasłuchała się grania w rytmie dzikich końskich galopad po stepie i zadowolona statecznie opuszczała gościnne progi B90, aktywni z kolei galopady odstawiając w młynkach wszelakich z ogromnym zacięciem przez bite półtorej godziny, potrzebowali nieco odpoczynku przed powrotem do rzeczywistości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *