Therion „Leviathan III” [RECENZJA]

Therion ma na swoim koncie prawie dwadzieścia albumów studyjnych które zostały wydane w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Ich najnowsza płyta, „Leviathan III,” jest trzecią i ostatnią częścią trylogii, której historia rozpoczęła się kilka lat temu.

Nie sposób nie docenić płodności Therion, niezawodności i roli, jaką odgrywają w dzisiejszym świecie symfonicznego death metalu. Jednak „Leviathan III” nie zasługuje na uznanie jedynie dlatego, że podkreśla długowieczność zespołu i ich niezwykle twórczą pracę, ale przede wszystkim dlatego, że to po prostu świetny album. Oczywiście, nie rewolucjonizuje on gatunku ani nie podejmuje znaczącego ryzyka, ale swoją różnorodnością i stałością stanowi znakomity dodatek do dyskografii Therion.

„Leviathan III” spełnia oczekiwania fanów

Na płycie występuje ten sam skład, co na poprzednim albumie z 2022 roku, co oznacza powrót perkusisty Samiego Karppinena. Choć nie ujawniono jeszcze szczegółów fabuły albumu, można przypuszczać, że „Leviathan III” kończy mitologiczną historię zapoczątkowaną na „Leviathan” w 2021 roku.

Zobacz również: THERION w ramach trasy Leviathan Tour 2024 wystąpi w Polsce

W wywiadzie z 2021 roku dla Metal Insider, główny mózg zespołu, Christofer Johnsson, sugerował, że album będzie pełen eksperymentów i nowatorstwa, z wpływami od muzyki ludowej po elementy progresywne. „Leviathan III” zdecydowanie spełnia te oczekiwania.

Album rozpoczyna się konwencjonalnie, ale równocześnie intrygująco, utworem „Ninkigal”, który jest złożoną mieszanką niskich wokali, operowych chórów i potężnego instrumentalium. Zmienna i błyskotliwa aranżacja podkreśla umiejętności muzyczne Therion, a kontrast między wysokim pięknem Lori Lewis a szorstką złośliwością Thomasa Vikströma działa cuda. Kolejne utwory, takie jak „Maleficium”, „Nummo” czy „Baccanale”, równie dobrze realizują ten ogólny wzorzec.

Zobacz również: Therion zakończył tegoroczne Castle Party [ZDJĘCIA]

Mimo pewnego cieżaru klasyczna i ludowa ballada „Ruler of Tamag” jest niezwykle piękna i delikatna. Przynosi ona wartościową zmianę tempa na płycie i zdecydowanie należy do najlepszych utworów Therion od lat. Podobnie, chóralne śpiewy w „An Unsung Lament” podkreślają jej wielką dostojność, natomiast „Ayahuasca” to gęsty, ale stosunkowo prosty duet, który eksponuje różne style wokalne i umiejętności klawiszowe.

Na „Leviathan III” nie można się zawieść!

Plan Johnssona sprawdza się również w utworze „What Was Lost Shall Be Lost No More”, który zaskakuje „progresywnością” nie tylko dzięki kolorowej i dynamicznej instrumentacji, ale także dzięki nakładającym się wokalom. Następnie różnorodne brzmienia i quasi-monologi utworów „Duende” i finałowego „Twilight of the Gods” sprawiają, że wydają się one bardziej dodatkowymi utworami niż scenami z koncertu. Są one wyjątkowo dobrze wykonane.

Nie ma powodu, dla którego fani Therion nie pokochaliby „Leviathan III” tak samo mocno, a być może nawet mocniej, niż dwie pierwsze części sagi. To imponujące biorąc pod uwagę szybkie tempo pracy zespołu. Ponadto fakt, że sekstet brzmi tak pasjonująco i inspirująco po ponad trzech dekadach, jest godny uznania. Pozostają oni wierni temu, co zawsze działało, jednocześnie wprowadzając wystarczająco dużo zmian, aby być odważnymi i nieprzewidywalnymi. Gdziekolwiek Therion zdecyduje się pójść dalej, nie ma wątpliwości, że będą nadal mistrzami swojego fachu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *