Komedie o muzyce razy sześć – część I. Propozycje filmowe na „bezkoncertowy” weekend

Czasami człowiek zwyczajnie chce popatrzeć na coś bez zbędnego angażowania zwojów mózgowych, relaksacyjnie w weekend, kiedy akurat nie ma żadnych koncertów w okolicy, a posłuchałoby się jakiegoś hałasu i od tego jest film fabularny – i miejmy nadzieję, że tak zostanie.

Dokumentów o tym jak powstają płyty, co się dzieje na trasach koncertowych – po odpowiednim ocenzurowaniu oczywiście („What happens on tour, stays on tour”) – mamy całe mnóstwo. Tego typu produkcje powoli przechodzą do lamusa na rzecz tiktoków i reelsów kręconych przez same kapele.

Komedie o muzyce

Na pozycji pierwszej, najlepsze co się przytrafiło „metalowej kinematografii” w ciągu ostatnich lat, a konkretnie w 2018 i to w Finlandii, która jak wiemy muzyką metalową wszelaką stoi.

„HEAVY TRIP” / „Hevi reissu” czyli „symphonic postapocalyptic reindeer-grinding Christ-abusing extreme war pagan fennoscandian metal”

Naprawdę zabawny film o tym jak wykradać rosomakom mięso, transportować zwłoki w trumnie do innego kraju (jakiś fiński fetysz z tymi trumnami, biorąc pod uwagę „Leningard Cowboys”), dopłynąć na festiwal metalowy łodzią wikińską, wkurzyć norweską armię i wyrywać laskę na „muzyka”, a przy okazji odkryć nowe brzmienie przy udziale truchła renifera i zaangażować do bandu regularnego wariata na perkusję. Dodajmy do tego wymyślenie nazwy kapeli po dziesięciu latach wspólnego grania i jak z „kija w dupie” wyszło „Impaled Rectum”. Scenariuszem i reżyserią zajęli się kumple Juuso Laatio, Jukka Vidgren i Aleksi Puranen i już samym miejscem pochodzenia film wygrywa z Amerykańskimi szmirami w podobnych tematach – klimat skandynawskich filmów zdecydowanie na plus.

Fabuła naciągana, nieprawdopodobna, nierealna, infantylna i nienachalnie szczerze zabawna. Jest też kilka polskich akcentów w filmie – w końcu Behemoth i Adaś Nergal Holocausto Darski fanów ma międzynarodowych. Muzyka z filmu to już całkiem poważny temat, bo za całość odpowiada nikt inny jak autentyczny prawnuk kompozytora Jeana Sibeliusa – Lauri Porra muzyk, kompozytor i wokalista, basista, który studiował fortepian, trąbkę i śpiew klasyczny w Konserwatorium Popu i Jazzu w Helsinkach a najbardziej jest kojarzony z formacją Stratovarius. Oryginalne piosenki zespołu Impaled Rektum, które pojawiają się w filmie, zostały skomponowane przez gitarzystę zespołu Mors Subita – Mika Lammassaari, za wokal odpowiada Eemeli Bodde z tego samego składu.

„STILL CRAZY” – geriatria rocka wraca na scenę a glam rock is not dead… yet

Naprawdę przyjemny film z 1998 roku o tym jak to starsi panowie postanawiają wrócić do grania, chociaż zasadniczo mają dość siebie nawzajem, ostawili dragi i chlanie i mało przejmują się perfekcją grania. Po dwudziestu latach emerytury brytyjski zespół rockowy Strange Fruit zmartwychwstaje jako ekipa ludzi, którzy od czasu rozpadu zespołu podupadli finansowo, nie zrobili w swoim życiu nic sensownego, a wizja odzyskanej sławy, przekonanie o niegdysiejszej wielkości, fantazje na temat rozentuzjazmowanego tłumu fanów stają się całkiem realne. Brzmi znajomo?

Szczęśliwie mamy solidny zestaw aktorski do takiej rozgrywki i brytyjską produkcję nie silącą się na głupkowate dowcipy. Sama fabuła nieco nostalgiczna, ale autentycznie zabawnych epizodów nie brakuje – zdrowa proporcja serca i humoru.

Zobacz również: Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część II.

Cały show kradnie nie kto inny jak Bill Nighy jako Ray Simms wokalista „Dziwnego owocu”. Stephen Rea jest klawiszowcem, Timothy Spall perkusistą oraz absolutnie genialny jak zawsze Billy Connolly jako Hughie – roadie kapeli. Na ile zmienia się perspektywa exgwiazd w wiekiem obrazuje wątek perkusisty wiejącego cały film przed kobietą, którą bierze za pracownika urzędu skarbowego, a która okazuje się być… no nie, tego nie zrobię.

Zobacz również: Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część III.

W filmie jak i w komponowaniu utworów fikcyjnego zespołu brały udział nie byle jakie nazwiska. Wykonywane na finale „The Flame Still Burns” to kompozycja ekipy:  Mick Jones (Foreigner), Marti Frederiksen (muzyk, kompozytor, producent współpracujący z  the Struts, Aerosmith, Ozzy Osbourne czy Mötley Crüe),  Chris Difford który pisał dla Elvisa Costello, Eltona Johna czy Wet Wet Wet. W 2017 roku utwór został nagrany ponownie przez Foreigner.

W tworzeniu pozostałych utworów Strange Fruit brał udział basista Guy Pratt (Pink Floyd, Gary Moore, Madonna, Michael Jackson, Robert Palmer, Tears for Fears, Icehouse, Bananarama, Iggy Pop, Tom Jones, Debbie Harry, Whitesnake, Coverdale Page, Lemon Jelly, All Saints), perkusista Michael Lee (Jimmy Page and Robert Plant) i Morgan Nicholls występujący z Muse, Gorillaz).

Zobacz również: Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część IV.

Szczerze film polecam, bo wiem, że jakoś medialnie popularny nie był, a był nominowany do dwóch Złotych Globów, no i wyobraźcie sobie Spinal Tap z Billem Nighym, Stephenem Rea, Billym Connollym i Timothym Spallem.

„POP REDEMPTION” czyli HAPPY METAL made in France.

Goście z jednej takiej mhrocznej jak zad Lucyfera kapeli blackmetalowej, mają zagrać na Hellfeście w Clisson. Jednak drodze na wymarzony festiwal, który ma im szeroko otworzyć wrota do sławy, fejmu i pieniędzy mają nieco problemów logistycznych, na tyle poważnych, że przechodzą do partyzantki zmieniając nieco profil muzyczny…

Fanom black metalu nie polecam, ze względu na chorobliwy brak dystansu, który skutkować będzie hejtem. Film powstał w 2013 roku i szczerze – do najzabawniejszych zaliczyć go się nie da, ale jest kilka uroczych momentów, kiedy człowiek śmiechnie niewymuszenie.

 „ROCKER” Opowieść o tym czym skutkować może dwadzieścia lat permanentnego wkur…zenia.

Film z 2008 roku brytyjskiego reżysera Petera Cattaneo, odpowiedzialnego za „ Goło i wesoło” (bardzo dobra rekomendacja) traktujący o przeżywaniu marzeń i wprawianiu rodziny w zakłopotanie za wszelką cenę, sianie zgorszenia i totalnego wylania na „zachowanie adekwatne do metryki”.

Rainn Wilson gra pałkera, którego mało elegancko z kapeli wypieprzają koledzy i to w momencie kiedy kapeli zaczyna się powodzić gdzieś tam w kolorowych latach osiemdziesiątych. Niespodziewanie pojawia się szansa na odzyskanie tytułu boga rocka, trzeba tylko znosić licealistę siostrzeńca i jego ekipę oraz podbijać żenadometr wspomnianym wygłupami niegodnymi czterdziestolatka. A tak, jest jeszcze Emma Stone i Christina Applegate.

 „AIRHEADS” – film w którym sam Ian Fraser Kilmister czyli Lemmy osobiście przyznaje się do prowadzenia gazetki szkolnej.

Poza Lemmym tym jest Rob Zommbie i muzycy White Zommbie, a film zasadniczo humor ma prosty jak konstrukcja cepa. Prosty ale skuteczny na swój nieskomplikowany sposób. Steve Buscemi w obsadzie zdecydowanie na plus, do tego w roli wokalisty Jaskiniowiec z Kalifornii czyli Brendan Fraser i Adam Sandler jako perkusista.

Chazz, Rex i Pip trio pod mówiącą wiele o intelekcie rzeczonych muzyków nazwie ”The Lone Rangers” – Samotni Jeźdźcy w liczbie jak najbardziej nie samotnej – terroryzują pracowników lokalnej radiostacji, chcąc zyskać popularność dzięki puszczeniu demówki na falach radia. Przeszkodę w zakończeniu akcji sukcesem stanowi nośnik, kopia nośnika i ogarnięcie muzyków.

Film obrazujący czym się może skończyć desperacja w dążeniu do sław połączona z brakiem samokrytyki i amunicją z sosu Tabasco. Film pochodzi z 1994 roku i to co najbardziej zapada w pamięć poza Panem Kilmisterem to jedyna właściwa odpowiedź na pytanie:

„Who would win in a wrestling match, Lemmy or God?”

Na finał zostaje prawdziwa perełka, klasyka beki z kapel rockowych czyli mający premierę w 1984 roku nieco już przykurzony, ale nadal zabawny

„THIS IS SPINAL TAP” – czyli the art of trolling going „up to eleven”

Rob Reiner przedstawia prześmiewczy, rock-n-rollowy paradokument „This Is Spinal Tap”. Michael McKean, Christopher Guest i Harry Shearer wcielają się w brytyjski zespół heavy metalowy Spinal Tap – „one of England’s loudest bands”, który rozpoczyna swoją amerykańską trasę koncertową promując album „Smell the Glove” znaczy „Wąchaj rękawicę”.

Duży plus za grających aktorów i wkręcenie tak efektowne, że nadal są tacy, którzy wierzą, że kapela istniała przed kręceniem filmu. Historia o tyle ciekawa, że ekipa występowała całkiem serio na sporych festach – Glastonbury 2009. Okazuje się, że aktor Michael McKean potrafi nieźle śpiewać i grać, a Stonehenge i błądzenie po backstage zostają w pamięci, tak jak fraza  czy „these go to eleven” i na dobrą sprawę AC/DC, Spinal Tap i Metallica wspólnie mogą stworzyć projekt pod szyldem Black Album Society.

Film odbił się szerokim echem wśród wielu muzyków. Jimmy Page, Robert Plant, Jerry Cantrell, Dee Snider i Ozzy Osbourne poinformowali, że podobnie jak Spinal Tap zabłądzili na backstage nie mogąc znaleźć drogi na scenę. Kiedy George Lynch z Dokkena zobaczył film, podobno wykrzyknął: „To my! Jak oni nakręcili o nas film?” Glenn Danzig miał podobną reakcję, porównując Spinal Tap do swojego byłego zespołu The Misfits, mówiąc: „Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Spinal Tap, pomyślałem: Hej, to jest mój stary zespół ”.

Lars Ulrich powiedział na konferencji prasowej, że trasa Guns N 'Roses/Metallica Stadium Tour w 1992 roku wydawała się „so Spinal Tap”. Wcześniej podczas tej trasy, za kulisami The Freddie Mercury Tribute Concert, Metallica spotkała się ze Spinal Tap i omówiła, w jaki sposób ich „czarny album” był hołdem dla „Smell the Glove” zespołu Spinal Tap. Zostało to uchwycone na DVD Metalliki A Year and a Half in the Life of Metallica.

W wywiadzie z 1992 roku Nirvana wyjaśniała odrzucenie oferty udziału w filmie „Singles”. Kurt Cobain mówi dalej: „Nigdy nie było tak naprawdę dobrego filmu dokumentalnego o zespołach rock and rollowych”, a Dave Grohl wtrącił: „Z wyjątkiem Spinal Tap, [to] był jedyny film rockowy warty obejrzenia”.

Według wywiadu w magazynie Spin z 1997 roku z gitarzystą Aerosmith, Bradem Whitfordem, „Kiedy Steven [Tyler] zobaczył film po raz pierwszy, nie widział w tym nic zabawnego”, ale kiedy film został wydany najnowszy album Aerosmith, „Rock in a Hard Place”, przedstawiał Stonehenge w widocznym miejscu na okładce. Gitarzysta U2, The Edge, powiedział że kiedy po raz pierwszy zobaczył Spinal Tap, „Nie śmiałem się: płakałem, ponieważ przedstawił to, czym stała się bezmyślna muzyka rockowa z wielkich wytwórni”.

Komedie o muzyce razy sześć – część I.
Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część II.
Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część III.
Komedie o muzyce i muzykach razy sześć – część IV.

A jaki jest Wasz ulubiony film?

Uprzedzam litania zabawnych okołomuzycznych produkcji filmowych jest dość długa i być może będzie sequel wpisu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *